niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 6: Rozterki Syriusza

Syriusz siedział na parapecie okna na piątym piętrze, nieobecny wzrok utkwił w małej chatce Hagrida, gajowego Hogwartu. Black był wściekły. Nie, nie na Jamesa, który nie miał zielonego pojęcia, o co ten się złości, ale na samego siebie. Był okropnie wkurzony  gdyż mimo usilnych chęci nie mógł całkowicie odciąć się od swojej rodziny. Choć bardzo się starał, nie potrafił przestać kreślić wykwintnych zawijasów, których uczył się od najmłodszych lat. Jego matka kładła duży nacisk na naukę swych pociech, a nauczycielka kaligrafii, pani Hornbly, była jedną z najmilszych osób, z jakimi miał do czynienia ośmioletni wówczas Syriusz, dlatego starał się jak mógł, by zaimponować swojej profesorce.
W czasie wczesnego dzieciństwa starszy panicz Black nie zdawał sobie sprawy, że poglądy całej jego rodziny są chore i złe. Wtedy myślał, że każdy, kto nie posiadał czystej krwi, był mniej niż człowiekiem i że nie miał żadnych praw w społeczności czarodziejskiej. Potulnie spędzał czas na nauce kaligrafii, gwiazdozbiorów, drzew genealogicznych wszystkich zacnych rodzin czarodziejskich oraz najbardziej znienawidzonego przez Syriusza przedmiotu: języka francuskiego. Starał się, jak mógł, by zobaczyć choć uśmiech dumy i zadowolenia z syna na ustach Walburgi i Oriona Blacków. Dopiero w wieku dziesięciu lat przejrzał na oczy.
Pewnego dnia pani Black z zadowoloną miną przysłuchiwała się synowi, który bez zająknięcia wymieniał wszystkich członków Szlachetnego i Starożytnego Rodu Blacków. Walburga miała pewność, że gdy jej pierworodny trafi do Hogwartu, zostanie przydzielony do Slytherinu, gdzie od zawsze trafiała cała jej rodzina. Tylko Dom Węża zasługiwał na to, by przyjąć do siebie dziedzica tak wielkiego rodu jak ich. Reszta domów Hogwartu przyjmowała do siebie roje szlam i zdrajców krwi.
Gdy młody Syriusz, odpowiedziawszy już na wszystkie pytania nauczyciela prawidłowo, poprosił o pozwolenie wyjścia na świeże powietrze, Walburga nie zastawiała się długo i lekkim skinieniem głowy dała mu przyzwolenie.
Syriusz dostojnym krokiem opuścił Grimmauld Place numer dwanaście i skierował się do pobliskiego parku, gdzie usiadł na jednej z wielu drewnianych, pomalowanych na zielono ławeczek i przyglądał się spacerującym tam mugolom. Nie miał pojęcia, dlaczego jego rodzice uważali tych ludzi za tak odrażających. Wyglądali dokładnie tak samo jak czarodzieje, zachowywali się w ten sam dystyngowany sposób, ubierali się nieco dziwnie, ale to samo oni mogliby powiedzieć o czarodziejach. Zastanawiał się właśnie, czy podczas rozmowy również nie wykazują zbytniej różnicy od czarodziejów, kiedy do jego ławeczki podeszła jasnowłosa dziewczynka mniej więcej w jego wieku.
–  Mogę się przysiąść? – odezwała się z miłym uśmiechem na twarzy i wesołymi ognikami w błękitnych oczach.
Syriusz natychmiast chciał wstać i odejść od tej mugolskiej dziewczyny, gdy ta bez pozwolenia usiadła obok niego i wesoło zagadnęła.
–  Często cię tutaj widuję.
 Syriusz posłał w jej stronę zimne spojrzenie stalowoszarych oczu.
– To znaczy, gdy przychodzę tu z tatą, często siedzisz na tej ławce. Sam. Dlatego postanowiłam się przedstawić. Jestem Eloise, ale i tak wszyscy wołają do mnie Elie. Mieszkam tutaj, niedaleko, przy ulicy Grimmauld Place, ale ty chyba też mieszkasz gdzieś niedaleko, prawda? Widziałam cię kilka razy przez okno, gdy szedłeś do parku. Och, przepraszam, tata ciągle mi powtarza, że gadam jak katarynka i nikogo nie dopuszczam do głosu. Jak się nazywasz?
Kiedy w końcu przestała mówić Syriusz miał pewność, że ta dziewczyna jest stuprocentową mugolką, jednak chciał ją lepiej poznać i przekonać się, czy te wszystkie opowieści o tym, jacy okropni są mugole, były prawdziwe.
–  Syriusz. Nazywam się Syriusz Black.
Jego towarzyszka uśmiechnęła się wesoło, po czym zaczęła opowiadać o swojej szkole i koleżankach z klasy. Syriusz słuchał tych wszystkich rewelacji i chłonął wiedzę na temat życia mugoli, która była z takim zapałem przed nim ukrywana. Matka zawsze powtarzała, że nie powinien rozmawiać z mugolami, ponieważ ci zawsze wyczują, że jest czarodziejem i będą chcieli okraść go z jego czarodziejskiej mocy. A ta dziewczyna nie wyglądała tak, jakby miała taki zamiar, wręcz przeciwnie, nie miała pojęcia, kim on tak naprawdę jest. Przez chwilę dziwiła się nawet temu, że Syriusz uczy się w domu, lecz w końcu poczęła snuć opowieść o wspaniałych wakacjach, na które zabierze ją jej ojciec. Syriusz i Eloise rozstali się dwie godziny później, ale umówili się na kolejne spotkanie.
Młody Black spotykał się ze swoją nową koleżanką przez trzy miesiące. Dopiero po tym czasie Walburga Black zaczęła zauważać niepokojące zmiany w zachowaniu swego pierworodnego, który z wielką niecierpliwością oczekiwał każdego wyjścia do parku, a gdy z niego wracał, wydawał się szczęśliwym i uśmiechniętym jak nigdy przedtem. Kilka razy wrócił w podartych i ubrudzonych spodniach, a na każdą wzmiankę o parszywych mugolach reagował dziwnym grymasem na twarzy.
Pani Black postanowiła przyjrzeć się bliżej swemu starszemu synowi, dlatego wysłała Stworka, by śledził Syriusza, gdy ten po raz kolejny wyszedł na spacer do parku.
To, co obwieścił jej domowy skrzat po powrocie do domu, omal nie doprowadziło Walburgi do zawału. Jej pierworodny syn zadawał się ze zwykłą brudną mugolską dziewuchą i jej odrażającym ojcem. Była tak wściekła, że po powrocie młodego Blacka do domu, potraktowała go kilkoma klątwami i gdyby nie ojciec Syriusza, mogłoby to się skoczyć o wiele gorzej niż paroma bliznami i okropnym bólem. Orion Black nakazał zamknąć syna w jego sypialni bez kolacji.
Następnego dnia pani Black nie pozwoliła Syriuszowi wyjść z domu, tak samo było przez kolejne dwa miesiące. Dni młodego Blacka mijały na nauce z prywatnymi nauczycielami i czytaniu książek w zamkniętej zaklęciem sypialni.
W  Wigilię do ich mieszkania zjechali się wszyscy członkowie rodu Blacków na uroczystą kolację. Przybyli: siostra ojca Syriusza Lucretia i Ignatius Prewettowie, bratcia Walburgi Alphard i Cyganus, który zjawił się z całą swoją rodziną: żoną Druellą i trzema córkami Bellatrix, Andromedą i Narcyzą. Kolacja jak zwykle przebiegła w ponurej atmosferze, w rozmowie dorosłych co chwilę można było usłyszeć coś o brudnych szlamach, obrzydliwych mugolach i rosnącym w siłę Czarnym Panie. Syriusz zauważył, że Bella z ciekawością chłonęła każde słowo na temat rzeczonego czarnoksiężnika, który chce uwolnić populację czarodziejów od ciągłego ukrywania się. Narcyza siedziała ze znudzoną miną, a Andromeda wyglądała, jakby miała się za chwilę rozpłakać.
Następnego dnia, gdy Syriusz się obudził, zauważył w nogach swojego łóżka małą stertę świątecznych prezentów. Najbardziej rzucający się w oczy okazał się ten od wujka Alphiego. Było to duże pudło oklejone ciemnozielonym papierem ze srebrną kokardą. Syriusz miał nadzieję, że nie znajdzie tam kolejnych ksiąg o genealogii czysto krwistych rodów, gdyż wiedział, że takie dzieło dostał od rodziców, ponieważ jego matka nie omieszkała go o tym poinformować przy kolacji. Gdy rozerwał piękny papier ozdobny i otworzył karton, jego oczom ukazała się mała kolekcja ksiąg. Młody Black westchnął głęboko i zły na wuja, którego uważał za jednego z najfajniejszych członków rodziny, za to, że podarował mu kolejne niewarte nic książki, kopnął paczkę, z trzaskiem przewracając je na bok, przez co wysypały się woluminy. Syriusz natychmiast podszedł do pudła i szybkim ruchem zaczął wrzucać książki z powrotem do środka, gdy jedna przykuła jego uwagę.
Na jej okładce ścigały się dwie postaci na miotłach, jedna z nich pod pachą trzymała kafla. Nad obrazkiem widniał tytuł: Światowe Drużyny Quiditcha. Uśmiech rozjaśnił twarz młodego Blacka, z jeszcze większą werwą zaczął wyciągać po kolei każdą książkę z pudełka i przeczytawszy kolejne tytuły, odkładał je na jeden stosik. Miał zamiar przeczytać te wszystkie księgi, zanim pójdzie do Hogwartu. Tytuły takie jak: „Mugole wcale nie są tacy źli”, czy „Mugolskie sprzęty i pojazdy,  zastępujące im magię”, zaciekawiły Syriusza podwójnie. Wiedział jednak, że jeśli jego matka zauważy, że jej syn czyta takie lektury, od razu mu je zabierze. Dlatego zebrał pięć książek od wuja Alpharda, dotyczące mugoli i schował do swojej szafy, dokładnie przykrywszy je za małą już zieloną szatą wyjściową. Resztę woluminów ułożył w równym rządku na biurku, gdzie położył również Samo Nakręcajace Się JoJo, podarowane mu przez Andromedę, Pudełko Czekoladowych Żab od Narcyzy, wielkie pudło Fasolek Wszystkich Smaków Bartiego Botta od wuja Cyganusa i Ciotki Druelli, księgę od rodziców i zielone skarpety od Regulusa. Bellatrix podarowała mu zielony proporczyk Slytherinu ze srebrnym wężem po środku, który Syriusz postanowił pozostawić pod łóżkiem.
Dziewięć miesięcy dzieliło Syriusza od upragnionego wyjazdu do Hogwartu. Cały ten czas spędzał na nużącej nauce i ciągłym wysłuchiwaniu, jakiej hańby się dopuścił. Coraz częściej zaczął stawiać opór w nauce kolejnych rodów czarodziejskich i gwiazdozbiorów. Chciał zrobić na przekór matce, wciąż nie mogącej zapomnieć, że jej pierworodny zniżył się do takiego poziomu by rozmawiać z mugolami. Każdego dnia od incydentu w parku, jak zwykła nazywać jego spotkania z Eloise Walburga, na każdym kroku podkreślała lepszość Regulusa nad Syriuszem. Regulus nigdy nie zhańbił rodu Blacków. Regulus ma o wiele lepsze wyniki w nauce i jest o wiele lepszym Blackiem niż on, Syriusz.
W końcu nadszedł ten upragniony dzień, pod koniec lipca przyleciała sowa z Hogwartu z listem. Dzień później Syriusz siedział na podłodze w swoim pokoju przeglądając księgi zaklęć, które właśnie przyniósł mu Stworek. Młody Black odliczał dni i godziny, dzielące go od upragnionego wyjazdu do szkoły. Ostatniego wieczora wakacji przy kolacji jego ojciec zabrał głos.
–  Synu, mamy nadzieję, że będziesz godnie reprezentował sobą nasz ród w Hogwarcie. W Slytherinie przyjmą cię z otwartymi ramionami i…
–  Nie wiadomo, czy trafię do Slytherinu – przerwał mu Syriusz.
–  Co za bzdury! – wykrzyknęła Walburga, wykrzywiając twarz w nieprzyjemnym grymasie. – Oczywiście, że trafisz do Slytherinu! Jesteś z Blacków!
–  To nic nie znaczy. Tiara może mnie przydzielić gdziekolwiek. Nie mamy na to wpływu. Tak mi powiedział wujek Alphie.
–  Alphard! – prychnęła pani Black. – Głupoty! To niemożliwe. Alphard również był w Slytherinie! Też coś! Musisz z nim porozmawiać, Orionie, on nie może opowiadać takich niestworzonych historii naszemu synowi.
Przy rodzinnym stole w jadalni Blacków panowała cisza, nie licząc pogardliwych prychnięć matki Syriusza. Orion Black nie zwracał już na nic uwagi, tylko zabrał się za jedzenie kaczki w polewie miodowej, a młodszy brat Syriusza, Regulus, wpatrywał się w starszego Blacka ze zdumieniem.


–  Syriuszu!
Z zamyślenia wyrwał go miły dziewczęcy głos oraz ciepła mała dłoń na jego ramieniu. Przeniósł wzrok na twarz dziewczyny i potrząsnął lekko głową, odrzucając kłębiące się w niej myśli.
–  Stało się coś? – spytała Lily, nadal delikatnie dotykając Blacka i ze zmartwieniem wpatrywała się w jego oczy.
Na początku, kiedy zobaczyła Syriusza oddalającego się z nad jeziora w pośpiechu, pomyślała, że w końcu i on miał dość Pottera. Jednak, gdy wracała do wieży Gryffindoru, zobaczyła zamyślonego Blacka i ten widok dał jej trochę do myślenia.
Zwykle ci dwaj Huncwoci się nie kłócili, a jeśli już do tego doszło, były to wykrzyczane w złości zdania, a następnie wielki wybuch śmiechu i już kończyli kłótnię. Jednak tym razem Syriusz wyglądał na prawdziwie zdołowanego.
–  Nie, nic się nie stało, Evans. Nie ma czym się przejmować.
Lily dosłyszała ostrą nutę w głosie Syriusza, zarezerwowaną zwykle dla tych, którzy ośmielili się wejść w drogę, słynnym Huncowtom. Co prawda Lily Evans dosyć często słyszała ten ton, gdyż niejednokrotnie to jej udawało się pokrzyżować ich niecne zamiary. Jednak panna Evans nigdy nie daje za wygraną, a tym razem postawiła sobie za punkt honoru poprawienie humoru Syriusza Blacka, który już nie raz, a dwa razy, rozbawił ją do łez, gdy tego potrzebowała.
–  Przecież widzę. Kogo ty chcesz oszukać? Siedzący samotnie z zamyśloną miną Syriusz Black nie należy do częstych widoków, więc proszę, nie wmawiaj mi, że wszystko jest w najlepszym porządku, bo widzę, że nie jest.
–  Łał, Evans. Nie wiedziałem, że aż tak mnie obserwujesz. Czuję się osaczony.
W głosie Syriusza można było dosłyszeć nutkę rozbawienia, a jego oczy na chwilę rozbłysły tym zwyczajnym dla nich blaskiem. Jednak po chwili Black znów spochmurniał i nie patrząc na Lily, potrząsnął głową, odrzucając z czoła przydługą grzywkę.
Dziewczyna stała przez moment w milczeniu, zastanawiając się, czy aby na pewno powinna wtrącać się w sprawy kolegi. No bo przecież do tej pory nie może nazwać siebie jego przyjaciółką. Rozmawiali ze sobą wiele razy przez te kilka lat, spędzonych razem w Hogwarcie, jednak nie zostali przyjaciółmi. Tak naprawdę więź która ich połączyła bardziej niż wcześniej, wytworzyła się dopiero pod koniec poprzedniego roku szkolnego. W dodatku Evans nie była pewna, czy Syriusz czuł tę więź tak jak ona. Może zupełnie inaczej odebrał jej przyjazne zachowanie, może po prostu zachowywał się tak jak zwykle, tylko ona, Lily, nie zauważała wcześniej tego przyjacielskiego nastawienia chłopaka. A może Black po prostu już taki jest, że w jednej chwili otwiera się przed kimś, a zaraz jest już znów tym arystokratycznym dupkiem, który ma wszystko gdzieś i nie interesuje go to, że w jakiejś osobie rozbudził nadzieję na przyjaźń. Panna Evans tego nie wiedziała i nie mogła wiedzieć, ale najnormalniej w świecie nie chciała odpuścić, chciała spróbować pomóc Blackowi, porozmawiać z nim i go pocieszyć.
Już miała zamiar powiedzieć na głos do jakich wniosków doszła, chciała powiedzieć, że Syriusz może jej zaufać i że z wielką chęcią pomoże mu w jakimkolwiek problemie, który on ma, jednak Black odezwał się pierwszy:
–  Bo widzisz, chodzi o to, Evans, że przez całe samodzielne życie, to w Hogwarcie, próbuję pokazać, że nie jestem takim Blakiem, jak prawie każdy inny. Że nie zgadzam się z poglądami mojej rodziny na czystość krwi i nie popieram tego całego Lorda Voldemorta. Nie mogę jednak wyrwać z siebie tych niektórych zakorzenionych głęboko we mnie nauk, które wpajali mi moi rodzice od dziecka. Staram się jak mogę, ale czasami…
Potrząsnął głową, nadal nie patrząc w stronę Lily. Ona natomiast stała, wpatrując się w profil Syriusza i próbując zrozumieć, jak on się czuł. Chwila milczenia, która zapadła, wydawała się ciągnąć w nieskończoność i już panna Evans otwierała usta, by zapytać, o co tak dokładnie chodzi Blackowi, gdy ten podjął swój monolog.
–  Nawet w najmniej spodziewanych momentach uświadamiam sobie, że choćbym bardzo chciał, nigdy nie uda mi się zupełnie oderwać od opinii, jaką wyrobili sobie o mnie inni, wyłącznie na podstawie mojego nazwiska. Co z tego, że trafiłem do Gryffindoru? Co z tego, że moje poglądy zupełnie różnią się od tych, jakie ma moja rodzina? Zawsze pozostanę Blackiem i nic tego nie zmieni.
Lily przez chwilę rozmyślała nad sensem słów, które wypowiedział Syriusz. Nie wiedziała, że ten pełen energii i zawsze skory do żartów chłopak może toczyć ze sobą taką wewnętrzną walkę. Nie spodziewała się, że już przestał być tym wesołym urwisem, który ze wszystkiego śmiał się i nie zwracał uwagi na nic, co się do niego mówiło, a każda krytyka spływała po nim jak po kaczce. Black wydoroślał. Widziała to nie tylko w jego wyglądzie i lekkim zaroście zdobiącym jego szczękę. Teraz zobaczyła to także w jego zachowaniu i poglądach.
–  Wiesz, Syriuszu. Twoje lęki to zupełna bzdura.
Chłopak gwałtownie odwrócił się w jej stronę i teraz wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.
– Tak, dobrze słyszałeś. To bzdura, ponieważ każdy, kto cię zna, wie, że dobry z ciebie człowiek i nikt nigdy nie powie ci, że jesteś podobny do swojej rodziny. No, w każdym razie nie z charakteru i wyznawanych poglądów, bo nie ma co ukrywać podobieństwa między tobą a Regulusem. Chodzi mi o to, że ja doskonale wiem, że jesteś inny, zdecydowanie nie taki jak twoja rodzina. I wiedzą to wszyscy twoi przyjaciele. Jestem pewna, że chłopcy powiedzą ci to samo. No bo skąd ci przyszło do głowy, że każdy postrzega cię tylko na podstawie nazwiska? Ja pochodzę z rodziny mugoli. Jestem szlamą, Syriuszu, naiwną szlamą w dodatku, jak mi to ostatnio udowodnił Severus. Nie wstydzę się tego. Moi rodzice są wspaniali, moja siostra trochę mniej, ale jest moją siostrą i mimo że od dawna mnie nienawidzi, ja nadal ją kocham. A ty jesteś trochę podobny do mnie, wiesz? Chodzi mi o to, że ja jako jedyna w rodzinie jestem czarownicą, a ty jako jedyny w rodzinie masz całkiem inne poglądy na świat magii. I nikt, kto cię zna, nie powie, że jesteś podobny do swoich krewnych.
Lily zakończyła swoją długą mowę i wpatrywała się w oczy Syriusza, które wyrażały zimne niedowierzanie, aż w pewnym momencie zmieniły się w ciepłe i wesołe. Uśmiechnął się do niej półgębkiem i stanąwszy obok Lily, wyciągnął do niej dłoń. Panna Evans uścisnęła ją lekko z uśmiechem na twarzy.
–  No, ale trochę nas różni, wiesz, Evans? – zaśmiał się Syriusz i pociągnął ją za sobą w stronę chodów prowadzących na szóste piętro.
Lily patrzyła na niego z zaciekawieniem, a w jej oczach pojawiły się wesołe iskierki.
–  A co takiego, Black?
–  A no właśnie to, że ciebie nienawidzi tylko twoja siostra, a mnie cała moja popieprzona rodzinka. No, może oprócz wujka Alpharda i Andromedy. Oni jako jedyni są w stosunku do mnie pogodnie nastawieni i nie próbują wmówić mi, że muszę się zmienić.
Resztę drogi pod portret Grubej Damy pokonali rozmawiając o swoich rodzinach. Syriusz był absolutnie i niezaprzeczalnie podekscytowany faktem, że ojciec Lily posiadał w garażu duży czarny motocykl, którym jeździł w młodości, by zaimponować mamie panny Evans. Black miał nadzieję, że będzie mógł wpaść do niej w wakacje i przyjrzeć się temu „cacku”, jak nazwał motocykl.
–  Syriuszu! To ilu ty znasz swoich przodków?! – zapytała Lily, kiedy Black powiedział, że James Potter jest jego wujkiem, ponieważ mama Pottera jest siostrą ojca matki Syriusza.
–  Do pięciu pokoleń wstecz.
–  Łał! – wykrzyknęła Lily, a Syriusz jedynie pokiwał głową w zamyśleniu.
–  To właśnie jedna z rzeczy, których nie mogę zapomnieć. W dzieciństwie, zanim poszedłem do Hogwartu, miałem prywatne lekcje z kilku przedmiotów. Jednym z nich była genealogia wszystkich czysto krwistych rodów magicznych. No i umiałem wszystko, bo tego chcieli rodzice. I teraz też umiem, bo nie potrafię tego zapomnieć. Głupie, nie?
–  To wcale nie jest głupie, Syriuszu. To bardzo ciekawe. Ja nigdy nie znałam moich przodków. Mój ojciec nie miał rodziców i wychowywał się w sierocińcu, a rodziców mojej mamy nigdy nie znałam, ponieważ umarli jeszcze przed tym, jak się urodziłam. Dlatego znam tylko swoją najbliższą rodzinę. Jest nas czworo, a gdy wracam z Hogwartu do domu, moja siostra stara się za wszelką cenę uprzykrzyć mi życie.
–  Może musisz spłatać jej jakiegoś figla? – zaproponował Syriusz, na co Lily tylko się roześmiała i pokręciła głową.
–  Nie, nie chcę jej jeszcze bardziej do siebie zrażać. Może kiedyś, jak będziemy starsze i obie będziemy już miały własne rodziny, pogodzimy się? Mam taką nadzieję, bo zawsze pragnęłam posiadać dużą rodzinkę, taką, która by się zjeżdżała na święta i spędzała ze sobą mnóstwo czasu.
Wchodząc do pokoju wspólnego Gryfonów, zaśmiewali się do łez, ponieważ Syriusz opowiedział jej, jak to w poprzednie święta udało mu się przemycić pod wigilijny stół paczkę sztucznych ogni Filibustera, które wybuchły w chwili, gdy jego matka znów zaczęła mówić, jaki wstyd Syriusz przynosi rodzinie Blacków.
–  I wtedy jeden z nich wpadł pod szatę mojej kuzynce Bellatrix! Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby miała tak szeroko otwarte oczy!
Śmiech Syriusza urwał się tak nagle, że Lily nie wiedziała, co tak właściwie się stało. Spojrzała zaniepokojona na Blacka, który wpatrywał się w jeden punkt. Panna Evans również spojrzała w tamtą stronę. Na kanapie przy kominku siedziała reszta Huncwotów,  z różnymi minami przyglądający się  przyjacielowi. Remus wyglądał, jakby mu ulżyło, jakby jakiś ciężki kamień spadł mu z serca. Glizdek wyglądał na zadowolonego, że jego przyjaciel już się nie smuci i nie złości, ponieważ bał się, że to przez niego Syriusz uciekł spod buku. Natomiast James wyglądał na zdziwionego oraz lekko podenerwowanego. Poderwał się na równe nogi z kanapy, podszedł w stronę Lily i Syriusza, którzy nadal stali w połowie pokoju wspólnego.
–  Stary, gdzieś ty się podziewał? Szukaliśmy cię chyba wszędzie.
Syriusz uśmiechnął się do przyjaciela półgębkiem i podrapał się lekko po głowie.
–  Był ze mną – odezwała się Lily.
Brwi Jamesa uniosły się do góry, prawie całkowicie znikając pod przyklapniętą grzywką. Chwilę wpatrywał się w Lily, która z wysoko uniesioną głową mierzyła uważnym spojrzeniem Pottera. James przeniósł zdziwione spojrzenie na Syriusza, ledwie zauważalnie wzruszającego ramionami.
–  Lily i ja trochę rozmawialiśmy – rzekł Black, puszczając oczko do towarzyszki, uśmiechającej się nieznacznie.
–  Rozmawialiście, tak? – W głosie Pottera pojawiła się twardsza nuta. – A można wiedzieć, o czym tak rozmawialiście?
–  Nie powinno cię to interesować, Potter. – Lily zdenerwowała się na Jamesa. Nie lubiła, gdy ktoś z takim uporem starał się wyciągnąć z kogoś informacje. Jeśli Syriusz nie chce, by jego przyjaciel dowiedział się o jego rozterkach wewnętrznych, James powinien odpuścić albo pożałuje, że zaczął tę rozmowę. – To nie jest two…
–  Daj spokój, Lily – przerwał jej Black, kładąc rękę na ramieniu i posyłając w jej stronę lekki uśmiech. – Rozmawialiśmy o tym, jakim jestem debilem.
Panna Evans gwałtownie odwróciła się w stronę Syriusza, który na widok jej zdziwionej miny parsknął śmiechem przypominającym szczeknięcie psa. James natomiast uśmiechnął się do przyjaciela i zamknął go w niedźwiedzim uścisku, mocno klepiąc Blacka po plecach.
–  Przepraszam cię, Rogaczu. I was też, chłopaki – zwrócił się w stronę siedzących na kanapie Remusa i Petera. – Byłem głupi, Lily mi to wytłumaczyła.
–  Nie ma sprawy, Łapo. A ja cię przepraszam, że się nabijałem z tych twoich zawijasów. To twoja sprawa, jak piszesz.
–  Pff… –  Lily wydała z siebie ciche prychnięcie.
Nie mogła uwierzyć, że Syriusz wpadł w taki podły nastrój, ponieważ James Potter wyśmiewał się z jego pisma.
Przecież to niedorzeczne! Jak można być takim ignorantem? No jak, ja się pytam?! – myślała Lily.
Chłopcy jeszcze raz się uścisnęli, po czym Syriusz opadł na kanapę stojącą na przeciwko tej, zajętej przez Remusa i Petera. Lily stała jeszcze przez chwilę, przyglądając się Huncwotom, którzy już w najlepsze dyskutowali o tym, czy warto podrzucić Filtchowi kilka łajnobomb pod drzwi gabinetu. Jako prefekt Gryffindoru była całkowicie przeciwna takim wygłupom, jednak ostatnio ich woźny stał się nie do zniesienia, dlatego postanowiła zignorować swoje poczucie obowiązku.
–  Chcecie znać moje zdanie, chłopcy? – spytała, siadając między Remusem a Peterem i z delikatnym uśmiechem na ustach wpatrywała się w zdziwionych Syriusza i Jamesa.
–  Eee, Evans, czy ty chcesz nam pomóc w planowaniu kawału dla Filtcha? –W głosie Jamesa słychać było niedowierzanie pomieszane z podziwem.
–  Tak właściwie to chciałam wam tylko zaproponować nowy sposób. Ale jak nie chcecie…
–  No co ty, Lily. Mów – odezwał się Syriusz i gestem przywołał ją do siebie.
Lily, nachylając się w stronę siedzących naprzeciw chłopców, cichym głosem oznajmiła:
–  Ja bym na waszym miejscu wykorzystała do tego celu okno.
–  Że co? Okno? Niby jak? – zdziwił się Pettigrew.
–  Cicho bądź, Glizdku – odezwał się James. – Daj dokończyć Lily.
Panna Evans uśmiechając się z zadowoleniem i odchrząknęła.
–  Normalnie, Peterze. Uważam, że zamiast podrzucać łajnobomby pod drzwi gabinetu Filtcha, powinniście użyć okna jego kanciapy. Przecież to nietrudne dla nas, czarodziejów. Otworzycie okno zaklęciem Alohomora!, następnie przelewitujecie łajnobomby do środka, później zamkniecie okno z powrotem, a Filtch nie będzie miał pojęcia, jak uczniom udało się wślizgnąć do jego gabinetu. Ale musicie go wywabić na korytarz. Najlepiej gdzieś daleko od pierwszego piętra, żeby nie mógł was zaskoczyć. Hm… Może ja mogłabym się do tego przydać.
Huncwoci wpatrywali się w panią prefekt zdumieni. Najbardziej ze wszystkich zdziwioną minę miał Remus, który przez cały poprzedni rok słyszał, jakim to jest najgorszym prefektem w historii, że pozwolił swoim kolegom na te wszystkie wybryki, a teraz Lily sama planuje z nimi kawał. To było bardzo dziwne.

Syriusz z coraz większym uśmiechem przypatrywał się jak Lily i James rozmawiają na temat kawału i ani razu na siebie nie warczą. To już jakiś postęp – pomyślał Black, a w jego głowie tworzył się już plan, jak połączyć tę dwójkę. Do tej pory uważał Evans za przemądrzałą dziewczynę, uważającą, że wszystko wie najlepiej i bez przerwy starającą się pokrzyżować ich plany.  Na dodatek od dobrych dwóch lat odrzucała zaproszenia Rogacza na randkę, sprawiając mu tym przykrość i skazując przy tym jego, Syriusza, na nieustanne psychologiczne rozmowy z Jamesem o kobietach, których miał serdecznie dosyć. Był facetem, a facet nie powinien nawet próbować zrozumieć tej pokręconej kobiecej logiki. Teraz jednak, kiedy jakimś cudem się z nią trochę zaprzyjaźnił, poznał ją bliżej i zrozumiał, że Lily wcale nie jest taka nudna, na jaką wygląda. Syriusz zauważył, że potrafi się świetnie bawić w jej towarzystwie, bardzo łatwo mu się z nią rozmawia, a na dodatek prawdopodobnie jest ona tak samo rozrywkową osobą jak cała ich paczka Huncwotów, czego nigdy by o niej nie powiedział. Coraz częściej ta dziewczyna go zaskakiwała i to pozytywnie. Możliwe, że związek Rogacza z tą małą rudą osóbką, wcale nie był skazany na porażkę. Może James naprawdę znalazł swoją drugą połówkę, jak go o tym zapewniał jeszcze przed końcem piątej klasy. Niewykluczone, że jeszcze im się uda, a on, Syriusz, będzie im gorąco kibicował.



__________________________________________

BETA: Degauser
Witajcie! 
Mogłabym się teraz kajać za moją nieobecność i obiecywać, że już nigdy to się nie powtórzy, ale po co się oszukiwać i obiecywać coś, czego nie jestem w stanie zapewnić?
Nie mam pojęcia jak długo tym razem wytrzymam w swoim postanowieniu i nie wiem też, kiedy pojawi się nowy rozdział. Mam zarys fabuły, mam kilkanaście (prawdę mówiąc to kilkadziesiąt) napisanych fragmentów, ale jeszcze nic co nadawałoby się do opublikowania.
Dziękuję wszystkim tym, którzy na mnie czekali i dodawali mi swoimi komentarzami otuchy i siły do pisania. Przepraszam wszystkich, którzy się na mnie zawiedli.
Mam nadzieję, że uda mi się napisać kilka rozdziałów do przodu w czasie czekających mnie jeszcze wakacji, ale nie obiecuję, że rozdziały będą pojawiały się regularnie co dwa tygodnie. Możliwe, że będę musiała wydłużyć okres pomiędzy dodawaniem rozdziałów, ponieważ nie zawsze uda mi się wyrobić w czasie. 
Mam nadzieję, że rozdział nie sprawi Wam zawodu.
Pozdrawiam, Wasza Cathleen.

11 komentarzy:

  1. Cześć :)
    Wpadłam tu przypadkiem i dobrze, że wpadłam.
    Boże, jaki smutny prolog! Uderzyłaś w moją czułą nutę. Zawsze, gdy czytam lub oglądam pierwsze części Harry'ego Pottera, nie mogę się opędzić od myśli "Jeju, oni jeszcze nic nie wiedzą!", a tu właśnie przedstawiłaś ten moment "tuż przed"... Aż serce się ściska.
    Kurczę, wcale nie jestem jakąś fanką Snape'a, ale po prostu NIE MOŻNA BYŁO nie współczuć mu w pierwszym rozdziale. To jego zawstydzenie, niepewność... Wygląda na to, że Twój fanfick ciągle łamie mi serce :D Brawo za zgrabne wplatanie fragmentów książki (no dobra, odrobinę zmienionych). Niektórzy piszą po swojemu (rzadko), niektórzy wklejają całe fragmenty (czego nie popieram), a Ty wybrałaś coś pomiędzy i wyszło całkiem zgrabnie.
    Panikowanie Lily i fakt, że nie jest najlepsza w OPCM sprawiają, że jest bardziej ludzka, czego czasem brakuje w fanfickach.
    Twój Syriusz jest bardzo przekonujący. Wprawdzie trzeba naprawdę przegiąć, żebym nie lubiła czyjegoś Syriusza, ale Twój jest taki w sam raz. Początkowo nie przepada za Lily (wprost nie znoszę fanficków, gdzie są najlepszymi przyjaciółmi; jakoś mi to nie leży), ale rozumie jej sytuację po tym, jak zachował się Snape. Jak dla mnie nic dodać, nic ująć. Późniejsze wspomnienia o Grimmauld Place i wątpliwości też wydają się na miejscu. Poza tym, teatralność Jamesa to cecha, którą zaadaptowałam u siebie, więc czuję się prawie jak w domu :D
    Kolejna rzecz - adres Lily. Być może jestem fanfickową pedantką, ale według mnie każdy mógłby posilić się na własny adres i nie zakładać, że dom Lily mieścił się przy Privet Drive ;p Chociaż wiemy, że to było Cokeworth. I tak brawo! Widać, że włożyłaś w to jakiś wysiłek.
    Szkoda tylko, że tak krótko opisałaś dwutygodniowy pobyt Lily u McKinnonów. Możnaby z tego zrobić coś więcej :)
    A Lily powoli dostrzegająca atuty Pottera! Merlinie Nazareński. Cudo :)
    Kaligrafia i baby to jeden z moich ulubionych wątków. Smutny, ale w pewnym sensie wesoły i rzeczywisty.
    Trzymam kciuki za Twoje własne terminy i zapraszam do siebie :)
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Dziękuję za tak miły komentarz. Jest mi niezmiernie miło, że podoba Ci się moje opowiadanie i że tak jak ja jesteś fanką kanonu. Uważam, że jeśli już zaczynamy pisać coś zgodnie z kanonem, nie powinniśmy tego zmieniać, dlatego postanowiłam fragmenty od JKR poprzeplatać swoimi wstawkami, by nie "zżynać" praktycznie całego rozdziału. Co do prologu i pierwszych rozdziałów to napisałam je już bardzo dawno temu i sama, gdy tylko czytałam prolog, od razu chciało mi się płakać.
      I dziękuję, że wytknęłaś mi tę małą niezgodność z kanonem. Byłam pewna, że przed poprawianiem rozdziału wpisałam poprawną nazwę miejscowości Lily, ale jak widać ominęłam to i wpisałam obojętnie jakie inne miasto, gdyż wcześniej nie miałam pojęcia o Cokeworth, o którym dowiedziałam się stosunkowo niedawno. Ale już wszystko zmienione, dziękuję!
      Uważam, że Lily i Syriusz po jakimś czasie naprawdę zostali przyjaciółmi, ponieważ list, który Harry znalazł w sypialni Blacka daje nam odnieść takie wrażenie. Nie chcę od razu pokazać wielkiej przyjaźni jaka ich łączy, bo na razie dla Syriusza Lily jest tylko dziewczyną ciągle odmawiającą randki jego najlepszemu przyjacielowi, chociaż powoli zaczyna czuć do niej sympatię.
      Nie chciałam się skupiać na wakacjach u McKinnonów. To był tylko pomost pomiędzy Hogwartem - spotkaniem Lily i Jamesa w wakacje - i znów Hogwartem. Nic ważnego tam by się nie wydarzyło, a tylko byłoby lanie wody. Wolałam przejść do odpowiedniej akcji, która będzie rozgrywać się w Hogwarcie.
      Jeszcze raz dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że nie zawiodę z terminami.
      Pozdrawiam, Cathleen.

      Usuń
    2. Halohalo, a nowy rozdział gdzie? :)

      Usuń
    3. A rozdział właśnie dostałam od bety, więc gdy tylko poprawię masę błędów, które mi Degausser wytknęła, dodam rozdział ;)

      Usuń
  2. Świetny rozdział. I to bie tylko dlatego,ze Syriusz pozostaje moją wielką miłością, a tutaj przewijał sie cały czas ;) bardz podobał mi się sposób, w jaki przedstawiłaś jego przeszłość. To, Żr nie stasial sie rodzinie od początku, No bo na zdrowy rozum dlacZdgo by miał, ale cos, a raczej ktoś go do tego pokierował. Cos czyje, ze niestety pózniej nie utrzymywał kontaktu z dziewczynka, trochę szkoda... Ale myśle,ze zawsze można to zmienić ;) podobała mi się rownież tola wujka A. Nie wiem czy można powiedzieć, ze po jednej rozmowie Lily i Syriusz nagle stali sie przyjaciółmi, ale z pewnością w przyszłości mogą sie nimi stać. Oboje pozytywnie zdziwili się tą druga osoba. Zazdrości Jamesa nie była jednak uzasadniona, bo nie sadze, aby Syriusz mógł go tak zranić, nawet jakby zakochał sie w Evans, ale uczucia nie sa racjonalne i to było całkiem słodkie. Zadziwiające, lecz dające nadzieje było to, ze Lily postanowiła in pomoc w robieniu kawały ;) milo poczytac i rodzącej sie przyjaźni. Post dobrze napisany,, jedynie początek rozmowy L i S trochę sztuczny, ale pózniej b dobrze przedstawiłaś tę konwersacje. Czekam z niecierpliwoscią na cd :) Condawiramurs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły komentarz! Ja osobiście Syriusza uwielbiam, dlatego lubię pisać o nim i o jego uczuciach, które tak bardzo stara się ukryć przed wszystkimi. Nie będę niczego spoilerować, ale możesz być pewna, ze Eloise jeszcze odegra znaczącą rolę w tym opowiadaniu.
      Ja osobiście jeszcze nie pokusiłabym się o stwierdzenie między Lily i Syriuszem przyjaźni, ale na pewno połączyła ich jakąś nić porozumienia.
      A zazdrość Jamesa tak zabawnie było opisywać - no bo przecież wszyscy wiemy jacy są chłopcy w tym wieku i jak bardzo potrafią być porywczy i zazdrośni ;-)
      Zdaję sobie też sprawę, że początek dialogu między Evans i Blackiem wyszła sztywno, ale zapewniam Cię, że taki był mój zamysł. To bardzo krępujące rozmawiać o własnych uczuciach i rozterkach z praktycznie obcą ci osobą, a Syriusz i Lily byli sobie obcy. Znali się tylko powierzchownie, nie zastanawiali się nad przeżyciami wewnętrznymi tego drugiego.
      Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu. po tak długiej nieobecnosci byłam pewna, że straciłam czytelników na zawsze. ;-)
      Pozdrawiam serdecznie, Cath.

      Usuń
    2. No tak, to z pewnością bie jest jesCze przyjaźń, sporo pewnie czasu do niej minie, skoro wlasciwie to była pierwsza nawet nie tyle co poważna, ale pewnie i dłuższa rozmowa miedzy Syriuszem a Lily. Stad faktycznie Evans mogła czuć się skrępowana:) to b dobrze, ze Elosie bedzie sie cześciej pojawiać ;) zapraszam do mnie na nowość :) Cond

      Usuń
  3. Lily knująca razem z Huncwotami? Nawet podoba mi się to!
    Polubiłam Twojego Syriusza. Ten fragment, w którym mówi Lily, że zna pokolenie swoich przodków i nie może zapomnieć jest bardzo realistyczny. Fajny pomysł naprawdę. To pokazuję, że przecież Syriusz mieszkał z rodziną w jako takiej zgodzie do 11 roku życia. A nie tak jak w niektórych opowiadaniach, gdzie okazuje się, że nigdy przenigdy nie chciał mieć z nimi nic wspólnego i w ogóle. To nieprawdziwe. Przzecież jako 11 latek nie zdawał sobie w pełnie sprawy z niektórych spraw. Dlatego spodobał mi się ten rozdział. No nie tylko dlatego, ale w większości. Cała rozmowa Llily z Blackiem bardzo mi się podobała.
    No i wiecznie zazdrosny James! Nie mogło go zabraknąć. Tylko dlaczego nie ufa w pełni przyjacielowi? Przecież powinien wiedzieć, że Syriusz nigdy nie zrobiłby mu czegoś takiego! Ahhh, co ta zazdrość robi z człowiekiem?

    Miłego życia życzę!
    red-flour.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i wędrujesz na mój wyczyszczony wczoraj pasek zakładek :D

      Usuń
    2. Bardzo mi miło, że dostałam te zaszczytne miejsce na twoim pasku zakładek ;-) Cieszy mnie również, ze ten rozdział wyjątkowo przypadł Ci do gustu - zauważyłaś to co chciałam w tym rozdziale podkreślić, a mianowicie to, że Syriusz Black nie zawsze był Gryfonem. Nie zawsze miał normalne poglądy na czystość krwi, nie zawsze nienawidził rodziny.
      A James, szczerze mówiąc, ta jego zazdrość jest troszkę nad wyraz, ponieważ Lily jeszcze nigdy nie dała mu szansy, ani nie jest z nim, więc chłopak tak naprawdę nie ma podstaw do zazdrości. Ale nie mogłam się oprzeć i pokazać jego charakterek ;-)
      Dzięki za komentarz ;*
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Świetny roździał, czekam na nastepny :)

    OdpowiedzUsuń