"Przyjaźń zawarta w dzieciństwie
to jedyne,
co nie umiera wcześniej niż my."
co nie umiera wcześniej niż my."
Henryk Mann
Lily leżała na jednym z łóżek,
które zostały wstawione do pokoju Marleny, gdy do Doliny Godryka przyjechały
jej przyjaciółki. Czuła okropny ból w stopach, które potraktowała zeszłego
wieczora dziesięciocentymetrowymi szpilkami. Mrużąc oczy przed słońcem
wpadającym przez niezasłonięte okno, sięgnęła do szafki nocnej po mały, złoty
zegarek na rękę, podarowany jej przez rodziców na szesnaste urodziny.
– O słodki Merlinie! – krzyknęła,
zrywając się z łóżka i w pośpiechu kierując do łazienki. –Dziewczyny!
Wstawajcie! Zaspałyśmy!
Marlena podniosła się do pozycji
półsiedzącej, spod przymkniętych powiek obserwowała spanikowaną pannę Evans.
Dorcas natomiast przekręciła się na drugi boki, a głowę przykryła poduszką.
Obie dziewczyny doskonale znały Lily, dlatego wiedziały, że ma ona tendencję do
wstawania godzinę przed przyjaciółkami, by mieć pewność, że na pewno nie spóźni
się na zajęcia.
Jednak tym razem Lily faktycznie
zaspała. Gdy Marlena spojrzała na budzik stojący na szafce nocnej przy łóżku, z
przerażeniem uświadomiła sobie, że do odjazdu ekspresu Londyn-Hogwart pozostała
jedynie godzina, a droga na dworzec King’s Cross trwała ponad pół godziny.
McKinnon szybko wyskoczyła z
łóżka i siłą zabrała Dorcas poduszkę.
– Wstawaj! Na serio się spóźnimy,
jeśli za chwilę nie wyjdziemy z domu.
Panna Meadowes natychmiast
oprzytomniała i poderwała się na nogi. W pośpiechu zaczęła zakładać ubrania, które
poprzedniego dnia zostawiła na wierzchu kufra, w duchu dziękując Lily, za to,
że ją do tego zmusiła. Evans, wstała pierwsza, dlatego właśnie wyszła z łazienki, gdzie w pośpiechu przemyła twarz wodą,
wyszorowała zęby i uczesała włosy, teraz
związane w koński ogon.
Po pięciu minutach dziewczęta
były ubrane i gotowe do drogi. Chwyciły swoje kufry i zniosły je po schodach do
salonu, z którego, za pomocą sieci Fiuu, miały
dostać się do Dziurawego Kotła w Londynie.
– Mamo! – zawołała Marlena, nie widząc matki. Pani McKinnon
zawsze pierwszego września krzątała się po kuchni, przygotowując
śniadanie i smakołyki na drogę do Hogwartu.
Odpowiedziała jej cisza. Tylko w
jednym z pokoi na poddaszu rozległo się szuranie, a później głośne
przekleństwa. Dziewczęta ze zdziwieniem wpatrywały się w zbiegającego po
schodach zaspanego Bena, który wciąż mruczał pod nosem niewybredne słowa.
– Zaspałem! Miałem was obudzić i
odprowadzić na peron, bo rodzice dostali jakieś pilne wezwanie. Przepraszam! – Mina
Benjamina wskazywała na jego zakłopotanie tą sytuacją. – Już się ubieram i
zaraz możemy lecieć. Dajcie mi chwilkę.
To powiedziawszy, zniknął
w łazience. Po niespełna dwóch minutach wyszedł z niej odświeżony i gotowy do
działania.
– No to lecimy.
Benjamin jednym ruchem różdżki
zmniejszył bagaże dziewczyn i schował je do kieszeni marynarki, po czym wszyscy
po kolei wchodzili do kominka i znikali w szmaragdowych płomieniach, wykrzykując
nazwę baru przy ulicy Pokątnej.
Gdy znaleźli się w Londynie, minął
zaledwie kwadrans, odkąd dziewczyny się obudziły. Szybkim
krokiem wyszli z Dziurawego Kotła i skierowali się na Dworzec King’s Cross, do
którego dotarli dwadzieścia minut później, gdyż tego dnia na ulicach stolicy wyjątkowo
nie panował zbyt wielki tłok.
Na peron dziewięć i trzy czwarte
weszli równo za kwadrans jedenasta. Ben pomógł dziewczynom ułożyć kufry na
półkach , po czym szybko się z nimi pożegnał, mówiąc, że spieszy się na jakieś
ważne spotkanie.
Lily, która musiała stawić się w
przedziale prefektów, przebrała się w czarną szatę ucznia Hogwartu i przypięła
do niej srebrną odznakę prefekta. Pożegnała się z przyjaciółkami i z uśmiechem
na twarzy skierowała się do przedziału prefektów, co chwila witając się ze
znajomymi.
~*~
Ekspres Londyn-Hogwart zatrzymał
się na stacji Hogsmeade. Z pociągu wylało się na peron wielu uczniów Szkoły
Magii i Czarodziejstwa. Z jednego z wagonów wysiadła paczka roześmianych
przyjaciół, kierujących się do powozów.
– Jak dobrze znów widzieć to
miejsce… – powiedział Remus Lupin, uśmiechając się lekko do idącej obok niego Lily.
Wsiadłszy do powozu, który jak
zwykle jechał sam, Remus wyciągnął z torby grubą księgę i zaczął ją wertować.
– Ej, Lunatyku! Rok szkolny się
jeszcze nie zaczął, a ty już się uczysz?
– Uważam, że trzeba się jakoś
przygotować. Tobie też bym to radził, Syriuszu.
Black tylko machnął lekceważąco
ręką, uśmiechając się krzywo do siedzącej naprzeciw niego Dorcas. Całą drogę do
zamku Lily dyskutowała z Remusem na temat zastosowania pancerzy ssawek
wielkobrzusznych, o których mowa miała być w tym semestrze na eliksirach. Marlena
i Dorcas wygłupiały się z Syriuszem, James Potter posyłał tęskne spojrzenia
pannie Evans, a Peter co chwila próbował donośnym kaszlnięciem zagłuszyć swój
burczący brzuch.
~*~
Wielka Sala – jak zawsze – zapierała
dech w piersiach. Zaczarowany sufit przedstawiał pogodne, gwieździste niebo.
Nad stołem nauczycielskim widniały cztery ogromne płótna ukazujące herby domów
Hogwartu: Lew Gryffindoru, Borsuk Hufflepuffu, Orzeł Revenclawu i Wąż
Slytherinu. Przy czterech stołach siedzieli wygłodnieli uczniowie, czekając, aż
wszyscy pierwszoroczni zostaną przydzieleni do swoich domów.
W końcu, gdy Tiara Przydziału wykrzyknęła
Hufflepuff!, a ostatni z
pierwszorocznych pobiegł w stronę swojego nowego domu, od stołu powstał
dyrektor szkoły, Albus Dumbledore.
– Moi drodzy! – przemówił,
unosząc ręce, jakby chciał wszystkich objąć. – Zaczynamy kolejny rok nauki w
Hogwarcie! Życzę wam, by był jeszcze bardziej udany niż poprzedni. Mam zaszczyt
przywitać naszego nowego woźnego, pana Filcha. – Tu wskazał ręką w stronę
drzwi, gdzie stał chudy, niezbyt urodziwy człowiek w średnim wieku. – Który
prosił, bym was poinformował, że lista rzeczy zakazanych
powiększyła się o sto trzydzieści dwie pozycje. – Po Wielkiej Sali przeszedł
szmer niezadowolenia uczniów. – Jeśli ktoś chce się zapoznać z tą listą, jest
ona wywieszona na drzwiach gabinetu pana Filcha na pierwszym piętrze. Chciałbym
także przypomnieć starszym uczniom i poinformować pierwszorocznych, że wstęp do
Zakazanego Lasu jest absolutnie zabroniony. A teraz proszę się częstować!
Po tych słowach stoły ugięły się
od rozmaitych potraw, a w sali zapanowała radosna atmosfera. Wszyscy uczniowie
dzielili się wrażeniami z wakacji i opowiadali swoje wakacyjne przygody. Lily
obserwowała nowych uczniów, którzy zostali przydzieleni do Gryffindoru.
Wydawali się zafascynowali jedzeniem i podekscytowani rozpoczęciem nauki w
szkole magii. Doskonale pamiętała dzień, w którym znalazła się w Hogwarcie. Była
przytłoczona wiadomościami i wszechobecną magią, której do tej pory nie znała.
Przerażały ją duchy, nawet te miłe jak Sir Nicholas, duch rezydent wieży
Gryffingoru, a o gęsią skórkę wywoływały u niej poruszające się i rozmawiające
między sobą postacie na obrazach rozwieszonych prawie w każdym zakamarku zamku.
Tylko dzięki Severusowi dała radę przetrwać pierwszy tydzień w szkole, nie
tęskniąc aż tak bardzo za rodziną. A teraz? Teraz Hogwart to jej dom. Przez
całe wakacje wyczekiwała aż powróci do zamku, choć nie zdawała sobie z tego sprawy.
W powietrzu unosiła się specyficzna dla tego miejsca aura, którą Lily uwielbiała.
Kiedy wszyscy byli najedzeni, a
talerze zalśniły czystością, po raz kolejny ze swojego miejsca powstał dyrektor
Dumbledore i uniósł wysoko rękę, by uciszyć uczniów.
– Mam nadzieję, że wszystkim
smakowała dzisiejsza uczta. Jutro podczas śniadania opiekunowie domów rozdadzą
wam wasze plany zajęć. Posiłek zaczyna się o godzinie ósmej, a teraz zmykajcie!
Lily i Remus natychmiast
poderwali się z miejsc i próbując przekrzyczeć gwar, jaki tworzyli wychodzący uczniowie,
zwrócili się do pierwszorocznych:
– Pierwszoklasiści! Proszę za
nami! Pokażemy wam drogę do wieży Gryffindoru.
Trzy dziewczynki i czterech
chłopców z sennymi minami poszli za prefektami w milczeniu. Widać było, że są
wykończeni długą podróżą i nowymi doświadczeniami. Troje z nich, dwie
dziewczynki i chłopiec, pochodzili z rodzin całkowicie niemagicznych, dlatego
dla nich Hogwart, duchy przenikające przez ściany i przyjaźnie dyskutujące z uczniami,
ruchome schody oraz obrazy były całkowitym zaskoczeniem.
Remus co chwila raczył nowych studentów
nowinkami o zamku.
– Te schody prowadzą na czwarte
piętro, jednak w czwartek zmieniają położenie i wtedy można dzięki nim wejść
prosto na siódme piętro, gdzie znajduje się wieża Gryffindoru. A tutaj na tych
schodach trzeba uważać, gdyż szósty stopień od góry, a dwudziesty czwarty od
dołu to stopień pułapka. Jeśli w niego wpadniecie, nie będziecie w stanie się
sami uwolnić. Lepiej to zapamiętajcie. O! A za tym gobelinem znajduje się
skrót, prowadzący do lochów. Bardzo przydatny, gdy lubi się pospać, a
pierwszymi zajęciami są eliksiry.
Kiedy dotarli pod portret Grubej
Damy, mali uczniowie wyglądali tak, jakby mieli zaraz zasnąć na
stojąco, dlatego Lily bez zbędnego przeciągania poinformowała pierwszorocznych,
jakie hasło obowiązuje w tym tygodniu oraz gdzie znajdują się ich sypialnie. Na
koniec pożegnała się z chłopcami, których Remus poprowadził schodami po lewej
stronie, a sama zaprowadziła dziewczęta do ich dormitorium, tymi po prawej.
Powiedziawszy im dobranoc, panna Evans czym
prędzej skierowała swe kroki do swojego pokoju, gdzie po szybkim prysznicu
położyła się spać.
~*~
Wrzesień roku 1977 był bardzo
pogodny. Na niebie świeciło słońce, a deszcz od dawna nie zaglądał na błonie
Hogwartu. Uczniowie każdą wolną chwilę spędzali na świeżym powietrzu. Szósto i
siódmoklasiści przerwy pomiędzy lekcjami poświęcali na naukę w swoich
ulubionych częściach błoni.
Pod dużym rozłożystym dębem
siedziała czwórka Gryfonów zawzięcie pisząca coś na pergaminach. Z daleka
wyglądali na bardzo pilnych uczniów, jednak jeśliby się dobrze przyjrzeć, tylko
jeden z nich wertował grubą księgę leżącą na ziemi, a reszta z wyczekiwaniem
wpatrywała się w kolegę.
– Remusie, czy mógłbyś pisać
wyraźniej? Nie jestem pewny, czy w ostatnim zdaniu napisałeś fistaszki, czy
może jednak ptaszki. – odezwał się Peter.
– Po co ci tyle tych zawijasów?
Przez to wszystko esej jest mniej czytelny – dodał James, na co Syriusz
prychnął i ponownie skupił się na przepisywaniu wypracowania Lupina.
– Co tak prychasz, Łapo?
– Nie sprawia mi problemu
odczytanie pisma Lunatyka. Nie narzekaj, bo bez niego byśmy tego nie napisali –odpowiedział
Black, nie podnosząc oczu na przyjaciela.
– No tak! Zapomniałem, że ty też
gryzmolisz te swoje zawijaski. Moja mama ciągle zachwyca się, gdy znajdzie
gdzieś list od ciebie.
– To się nazywa kaligrafia, James
–powiedział Remus, spoglądając na uśmiechającego się złośliwie
Pottera.
– Co nie zmienia faktu, że
piszecie jak baby. No nie, Glizdku?
Peter pokiwał gwałtownie głową,
lecz natychmiast skulił się pod morderczym spojrzeniem Syriusza.
– Nie moja wina, że tego właśnie
uczą nas, potomków szlachetnego rodu Blacków –mruknął sarkastycznie Syriusz, przepisując
kolejne zdanie z pergaminu Lupina.
– Och, no tak! Mama mi kiedyś
opowiadała, że też uczęszczała na takie lekcje w młodości, zanim poszła do
Hogwartu.
– Bo jest z Blacków, Rogaczu. –W
głosie Syriusza coraz bardziej słychać było irytację na przyjaciela.
– Ale Syriuszu, dlaczego nadal
tak piszesz? Przecież już dawno przestałeś przejmować się wszystkim, co
jest ważne dla twoich rodziców.
Peter wpatrywał się w Blacka ze
szczerym zainteresowaniem wymalowanym na pucułowatej twarzy.
Przez dłuższą chwilę pod
rozłożystym dębem zapanowała cisza, przerywana od czasu do czasu trelem ptaków.
Nawet pióro Remusa, które do tej pory
nieprzerwanie sunęło po pergaminie, przestało skrzypieć. W końcu, kiedy Peter
doszedł do wniosku, że nie uzyska odpowiedzi na nurtujące go pytanie i sięgnął
do torby po dyniowego pasztecika, którego zdążył schować podczas śniadania,
Syriusz odpowiedział:
– Bo nie potrafię przestać,
jasne? –Podniósł się gwałtownie z miejsca i upychając do torby niedokończony
esej, pióro i kałamarz, mruknął: – Chyba nie mam ochoty dłużej pisać tego
wypracowania. Dokończę je w sobotę i oddam na następnych zajęciach.
– Łapo! Gdzie ty idziesz?! –krzyknął
za nim zdezorientowany James, ale nie dostał odpowiedzi, ponieważ Black już
pędził w stronę zamku.
Siedząca na swoim ulubionym
kamieniu nad brzegiem jeziora Lily Evans pisała esej na ochronę przed czarną
magią i spod rzęs obserwowała Huncwotów. Niesamowicie denerwowało ją to, że
Remus pozwalał Potterowi i Blackowi przepisywać pracę domową. Peter zawsze
potrzebował pomocy, nawet w najprostszych zaklęciach potrafił się pomylić, ale
tych dwóch nicponi doskonale dałoby sobie radę samemu.
Nie miała pojęcia, jak to się
działo, że Potter był taki dobry w transmutacji. Często nie przynosił prac
pisemnych zadanych przez profesor McGonagall, za co oczywiście dostawał
szlabany. Nie uważał też na zajęciach, gadając sobie w najlepsze z Blackiem, a
i tak zawsze wiedział, co odpowiedzieć na zadane mu przez
nauczycielkę pytanie, a nawet, często za pierwszym razem, udawało mu się
przetransmutować nowe obiekty.
A Black nie był gorszy! Na
zaklęciach nie uważał prawie nigdy, przeszkadzał innym uczniom, rzucając jakieś
głupie zaklęcia, co według niego było bardzo śmieszne, a jednak prawie każdy
test teoretyczny i praktyczny zaliczał na wybitny bez większego przyłożenia się
do nauki.
– Jak oni to robią, u licha?! –mruknęła
pod nosem Lily, spoglądając niechętnie na tarmoszącego swe i tak napuszone
włosy Pottera.
Może i ostatnio zaczął zachowywać się normalnie, ale jestem pewna, że
niedługo znów wyskoczy z jakimś głupim żartem, a Black nie będzie już taki
poważny jak na tej imprezie pod koniec roku i będzie się bardzo dobrze bawił, ośmieszając niewinnych ludzi – pomyślała
Lily.
Nagle doszedł do niej głos
wzburzonego Pottera, więc podniosła wzrok znad opasłego tomiska wypożyczonego z
biblioteki, zauważyła odchodzącego w pośpiechu w stronę zamku Syriusza i
kręcącego z niedowierzaniem głową Jamesa, na którego twarzy malowało się
załopotanie.
– No, no, no. Czyżby w końcu i
Black miał dość Pottera? – mruknęła pod nosem Evans i zabrała się za
dokończenie wypracowania dla profesora Larsena.
___________________________________________
BETA: Degausser
Witajcie! Przepraszam, że rozdział pojawia się z takim ogromnym spóźnieniem, ale jedyne co mogę obwiniać za taki stan rzeczy, to ja i moje lenistwo.
Wszystkie egzaminy zdałam za pierwszym podejściem, więc to nie przez sesję nie opublikowałam rozdziału dwa tygodnie temu, tylko dlatego, że mi się zwyczajnie nie chciało. Miałam lenia i tyle. Dopiero jakiś tydzień temu postanowiłam, że nie mogę pozwolić Wam czekać tyle na nowość, dlatego wzięłam się za poprawianie rozdziału, który napisałam już dawno temu. I wiecie co? Nie spodobał mi się. Dlatego zaczęłam pisać nowy. I gdy miałam już trzy wersje rozdziału, nie mogłam się zdecydować, która jest lepsza. Dlatego poradziłam się przyjaciółki i kilku znanych osób z blogosfery, aż w końcu stanęło na tej wersji, którą dziś opublikowałam. ;-)
Mam nadzieję, że Was nie zawiodę.
Pozdrawiam Wszystkich czytelników!
PS. Niesamowitego kopa do działania dały mi Wasze komentarze, dziękuję! :-*
Już się bałam, że przestałaś pisać tego bloga!
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, wszystko płynnie się czytało, a w tym rozdziale wręcz uwielbiam postać ... w zasadzie uwielbiam wszystkie postacie. :) Czekam na kolejny rozdział i aby Syriusz się długo nie obrażał :*
Layls
dramione-teatr-uczuc.blogspot.com
Och, nie! Mam nadzieję, że starczy mi samozaparcia i nie przestanę pisać tego bloga, aż go nie skończę. Po prostu czasami mam czas, kiedy nic nie mogę napisać, a wszystko co już mam napisane wydaje się być beznadziejne.
UsuńNiedługo nadrobię wszystkie zaległości u Ciebie ;-)
Dobra to mój pierwszy komentarz na tym blogu więc postaram się żeby był długi. Zacznę od tego że podoba mi sie styl twojego pisania i bardzo lekko czyta mi się twoje rozdziały. Co do tej notki to była bardzo fajna. Lunio zaczął się uczyć za nim jeszcze zaczęły się lekcje. Swoją drogą podziwiam go bo ja bym tak nie umiała. Syriusz i Remus bawią się w kaligrafir przez co biedny Rogacz ma utrudnione przypisywanie. Lily niech się nie dziwi że tak im dobrze idzie transmutacja skoro obaj są animagami więc to logiczne że nie mają problemów. Dobra jednak Evans może się dziwić w końcu zapomniałam że ona o tym nie wie. Komentarz nie wyszedł mi jakiś długi ale myślę że też nie jest taki krótki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Gabriela Black
Nie ma to jak mieć obsesję na punkcie spóźniania się... I ostatecznie prawie się spóźnić na jedyny pociąg do szkoły :P Ale w sumie czego można się było spodziewać po szalonej imprezie, w której wzięły udział dziewczyny. Dobrze, że jakimś cudem Lily się obudziła i od razu zareagowała, alarmując koleżanki. Szczerze powiedziawszy podziwiam je za to, że wyrobiły się tak szybko, bo u mnie pewnie potrwałoby to dłużej, zwłaszcza gdybym wpadła w panikę XD
OdpowiedzUsuńHogwart to chyba jedyna szkoła, do której chce się wracać. To w sumie dość tragiczne, biorąc pod uwagę fakt, że przez cały czas tęskni się za domem, ale jednak człowiek przywiązuje się do tych zamkowych korytarzy, dormitoriów, nawet nauczycieli. Nic dziwnego, że Lily i Huncwoci ucieszyli się na widok Hogwartu. Jako dziecko sama marzyłam, żeby móc tam pójść... no, nie oszukujmy się - to nadal moje marzenie :D
Podoba mi się, że nie zapominasz o takich drobnych, ale jakże istotnych szczegółach, jak przemowa Dumbledore'a, Sir Nicholas czy sama atmosfera powitalnej uczty. Od zawsze uważałam, że to właśnie te detale odgrywają najważniejszą rolę w tworzeniu nastroju, który stworzyła JK Rowling.
Ech, co ten Syriusz taki wrażliwy? Kto by pomyślał, że tak go wkurzy zwykłe przekomarzanie się na temat charakteru pisma. Ale w sumie się nie dziwię, temat jego rodziny od zawsze był drażliwy i ten chłopak, a później mężczyzna, nigdy się nie cieszył z noszenia takiego, a nie innego nazwiska. Ja tylko mam nadzieję, że to nie jest jakiś początek niesnasek między Jamesem a Syriuszem, bo zawsze uważałam ich - podobnie jak Harry'ego i Rona - za wzór prawdziwych przyjaciół.
Bardzo fajny, przyjemny rozdział, dobrze się go czytało :) Czekam na ciąg dalszy <3
Albo coś się dzieje z bloggerem, albo już nie wiem co, bo nie pojawiła mi się żadna wiadomość z informacją, że pojawił się u Ciebie rozdział. Tak to zapewne byłabym wcześniej. Ale na szczęście nie jestem jeszcze aż tak spóźniona.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to przypadek, że czytałam o zaspaniu dziewczyn, bo ja też dzisiaj zaspałam, ale trochę bardziej, bo już nie miałam autobusu i siły, żeby ruszyć się z domu i iść do szkoły. Jeden dzień bez zbędnego gderania nauczyli, że „w ogóle się nie uczymy” chyba mnie nie zabije, a wręcz przeciwnie — wzmocni, haha, bo mogłam na spokojnie przeczytać rozdział u Ciebie (: W ogóle się nie dziwię, że po imprezie u Pottera dziewczyny przysnęły.
Cudownie czytało mi się opis Hogwartu (zresztą każdy rozdział u Ciebie się tak czyta), aż chciałam się pojawić w szkole i móc naprawdę zobaczyć te fascynujące obrazy, zjeść ucztę i być tak samo podekscytowaną jak inni uczniowie.
Ogółem rozdział świetny. Co prawda mało akcji, ale czytało mi się go gładko i przyjemnie. Liczę na kolejne takie perełki.
Pozdrawiam!
www.kiedy-runie-niebo.blogspot.com — zapraszam na nowość.
A jednak na bloggerze była informacja, ale w tamtym dniu był nawał z rozdziałami innych. Mój błąd ;)
Usuńhmmmm.. nie mam pojęcia o co chodzi Syriuszowi.. no ok, jest uczulony na punkcie swojej rodziny.. ale to przecież nie wina Jamesa... dziwna sytuacja..
OdpowiedzUsuńnawiasem, dodałam cię do godnych polecenia blogów u siebie, mam nadzieję, że się nie obrazisz,
pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy,
www.czarnekrolestwo.blog.pl
Kocham chyba wszystkie opowiadania o Huncwotach, kocham także to ! <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie!
after-all-this-war.blogspot.com
kiedygasnaswiatlamiasta.blogspot.com
Rozdział był dosc spokojny' wale czuję, ze to cisza przed burza. Podobała mi się najbardziej rozmowa Huncowtow, bo mimo ze pozornie była o wszystkim i o niczym,pokazywała nieco więzi pomiedzy nimi, jak i pewne cechy ich charakteru... Na przykład to,ze Black nadal nie potrafiogpdzic się z tym,ze nalezy do Blacków, ale jednoczesnie nie moze do konca od tego uciec. Coz, nigdy tak do konca nie ucieknie,ale nie powinno go to determinować. Co do Lily, troche niesrprawiedliwie jest wyciagwc wnioskk,ze nawet Syriusz nie moze wytrzymać z Jamesem,jak się nie słyszało całej rozmowy, ale coz, nie ona jedna tak robi, tylko niestety wiekszosc, jak moe wszyscy ludzie. Ale coz,przyjdzie jeszcze moment,i to całkiem niedługo, kiedy zmieni zdanie co do Potterw. Czekam na nastepny rozdział i zaprszam na zapiski-condawiramurs
OdpowiedzUsuń14 już minął, kochana :(
OdpowiedzUsuńŚwietnie ukazałaś rozdarcie Syriusza. Z jednej strony jest Gryfonem, ale mimo wszystko wciąż należy do swojej rodziny. Generalnie fajnie uchwyciłaś więź łączącą Huncwotów. I świetnie opisałaś Hogwart - podczas czytania czułam, jakbym naprawdę tam była.
OdpowiedzUsuńhttp://nocturne.blog.pl/
Kiedy można spodziewać się rozdziału? :>
OdpowiedzUsuńTęsknię :c