niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 5 : Nareszcie Hogwart



"Przyjaźń zawarta w dzieciństwie to jedyne, 
co nie umiera wcześniej niż my."
Henryk Mann



Lily leżała na jednym z łóżek, które zostały wstawione do pokoju Marleny, gdy do Doliny Godryka przyjechały jej przyjaciółki. Czuła okropny ból w stopach, które potraktowała zeszłego wieczora dziesięciocentymetrowymi szpilkami. Mrużąc oczy przed słońcem wpadającym przez niezasłonięte okno, sięgnęła do szafki nocnej po mały, złoty zegarek na rękę, podarowany jej przez rodziców na szesnaste urodziny.
– O słodki Merlinie! – krzyknęła, zrywając się z łóżka i w pośpiechu kierując do łazienki. –Dziewczyny! Wstawajcie! Zaspałyśmy!
Marlena podniosła się do pozycji półsiedzącej, spod przymkniętych powiek obserwowała spanikowaną pannę Evans. Dorcas natomiast przekręciła się na drugi boki, a głowę przykryła poduszką. Obie dziewczyny doskonale znały Lily, dlatego wiedziały, że ma ona tendencję do wstawania godzinę przed przyjaciółkami, by mieć pewność, że na pewno nie spóźni się na zajęcia.
Jednak tym razem Lily faktycznie zaspała. Gdy Marlena spojrzała na budzik stojący na szafce nocnej przy łóżku, z przerażeniem uświadomiła sobie, że do odjazdu ekspresu Londyn-Hogwart pozostała jedynie godzina, a droga na dworzec King’s Cross trwała ponad pół godziny.
McKinnon szybko wyskoczyła z łóżka i siłą zabrała Dorcas poduszkę.
– Wstawaj! Na serio się spóźnimy, jeśli za chwilę nie wyjdziemy z domu.
Panna Meadowes natychmiast oprzytomniała i poderwała się na nogi. W pośpiechu zaczęła zakładać ubrania, które poprzedniego dnia zostawiła na wierzchu kufra, w duchu dziękując Lily, za to, że ją do tego zmusiła. Evans, wstała pierwsza, dlatego właśnie wyszła z  łazienki, gdzie w pośpiechu przemyła twarz wodą, wyszorowała zęby i uczesała włosy,  teraz związane w koński ogon.
Po pięciu minutach dziewczęta były ubrane i gotowe do drogi. Chwyciły swoje kufry i zniosły je po schodach do salonu, z którego, za pomocą sieci Fiuu, miały dostać się do Dziurawego Kotła w Londynie.
– Mamo! – zawołała Marlenanie widząc matki. Pani McKinnon zawsze pierwszego września krzątała się po kuchni, przygotowując śniadanie i smakołyki na drogę do Hogwartu.
Odpowiedziała jej cisza. Tylko w jednym z pokoi na poddaszu rozległo się szuranie, a później głośne przekleństwa. Dziewczęta ze zdziwieniem wpatrywały się w zbiegającego po schodach zaspanego Bena, który wciąż mruczał pod nosem niewybredne słowa.
– Zaspałem! Miałem was obudzić i odprowadzić na peron, bo rodzice dostali jakieś pilne wezwanie. Przepraszam! – Mina Benjamina wskazywała na jego zakłopotanie tą sytuacją. – Już się ubieram i zaraz możemy lecieć. Dajcie mi chwilkę.
To powiedziawszy, zniknął w łazience. Po niespełna dwóch minutach wyszedł z niej odświeżony i gotowy do działania.
– No to lecimy.
Benjamin jednym ruchem różdżki zmniejszył bagaże dziewczyn i schował je do kieszeni marynarki, po czym wszyscy po kolei wchodzili do kominka i znikali w szmaragdowych płomieniach, wykrzykując nazwę baru przy ulicy Pokątnej.
Gdy znaleźli się w Londynie, minął zaledwie kwadrans, odkąd dziewczyny się obudziły. Szybkim krokiem wyszli z Dziurawego Kotła i skierowali się na Dworzec King’s Cross, do którego dotarli dwadzieścia minut później, gdyż tego dnia na ulicach stolicy wyjątkowo nie panował zbyt wielki tłok.
Na peron dziewięć i trzy czwarte weszli równo za kwadrans jedenasta. Ben pomógł dziewczynom ułożyć kufry na półkach , po czym szybko się z nimi pożegnał, mówiąc, że spieszy się na jakieś ważne spotkanie.
Lily, która musiała stawić się w przedziale prefektów, przebrała się w czarną szatę ucznia Hogwartu i przypięła do niej srebrną odznakę prefekta. Pożegnała się z przyjaciółkami i z uśmiechem na twarzy skierowała się do przedziału prefektów, co chwila witając się ze znajomymi.


~*~


Ekspres Londyn-Hogwart zatrzymał się na stacji Hogsmeade. Z pociągu wylało się na peron wielu uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Z jednego z wagonów wysiadła paczka roześmianych przyjaciół, kierujących się do powozów.
– Jak dobrze znów widzieć to miejsce… – powiedział Remus Lupin, uśmiechając się lekko do idącej obok niego Lily.
Wsiadłszy do powozu, który jak zwykle jechał sam, Remus wyciągnął z torby grubą księgę i zaczął ją wertować.
– Ej, Lunatyku! Rok szkolny się jeszcze nie zaczął, a ty już się uczysz?
– Uważam, że trzeba się jakoś przygotować. Tobie też bym to radził, Syriuszu.
Black tylko machnął lekceważąco ręką, uśmiechając się krzywo do siedzącej naprzeciw niego Dorcas. Całą drogę do zamku Lily dyskutowała z Remusem na temat zastosowania pancerzy ssawek wielkobrzusznych, o których mowa miała być w tym semestrze na eliksirach. Marlena i Dorcas wygłupiały się z Syriuszem, James Potter posyłał tęskne spojrzenia pannie Evans, a Peter co chwila próbował donośnym kaszlnięciem zagłuszyć swój burczący brzuch.


~*~


Wielka Sala – jak zawsze – zapierała dech w piersiach. Zaczarowany sufit przedstawiał pogodne, gwieździste niebo. Nad stołem nauczycielskim widniały cztery ogromne płótna ukazujące herby domów Hogwartu: Lew Gryffindoru, Borsuk Hufflepuffu, Orzeł Revenclawu i Wąż Slytherinu. Przy czterech stołach siedzieli wygłodnieli uczniowie, czekając, aż wszyscy pierwszoroczni zostaną przydzieleni do swoich domów.
W końcu, gdy Tiara Przydziału wykrzyknęła Hufflepuff!, a ostatni z pierwszorocznych pobiegł w stronę swojego nowego domu, od stołu powstał dyrektor szkoły, Albus Dumbledore.
– Moi drodzy! – przemówił, unosząc ręce, jakby chciał wszystkich objąć. – Zaczynamy kolejny rok nauki w Hogwarcie! Życzę wam, by był jeszcze bardziej udany niż poprzedni. Mam zaszczyt przywitać naszego nowego woźnego, pana Filcha. – Tu wskazał ręką w stronę drzwi, gdzie stał chudy, niezbyt urodziwy człowiek w średnim wieku. – Który prosił, bym was poinformował, że lista rzeczy zakazanych powiększyła się o sto trzydzieści dwie pozycje. – Po Wielkiej Sali przeszedł szmer niezadowolenia uczniów. – Jeśli ktoś chce się zapoznać z tą listą, jest ona wywieszona na drzwiach gabinetu pana Filcha na pierwszym piętrze. Chciałbym także przypomnieć starszym uczniom i poinformować pierwszorocznych, że wstęp do Zakazanego Lasu jest absolutnie zabroniony. A teraz proszę się częstować!
Po tych słowach stoły ugięły się od rozmaitych potraw, a w sali zapanowała radosna atmosfera. Wszyscy uczniowie dzielili się wrażeniami z wakacji i opowiadali swoje wakacyjne przygody. Lily obserwowała nowych uczniów, którzy zostali przydzieleni do Gryffindoru. Wydawali się zafascynowali jedzeniem i podekscytowani rozpoczęciem nauki w szkole magii. Doskonale pamiętała dzień, w którym znalazła się w Hogwarcie. Była przytłoczona wiadomościami i wszechobecną magią, której do tej pory nie znała. Przerażały ją duchy, nawet te miłe jak Sir Nicholas, duch rezydent wieży Gryffingoru, a o gęsią skórkę wywoływały u niej poruszające się i rozmawiające między sobą postacie na obrazach rozwieszonych prawie w każdym zakamarku zamku. Tylko dzięki Severusowi dała radę przetrwać pierwszy tydzień w szkole, nie tęskniąc aż tak bardzo za rodziną. A teraz? Teraz Hogwart to jej dom. Przez całe wakacje wyczekiwała aż powróci do zamku, choć nie zdawała sobie z tego sprawy. W powietrzu unosiła się specyficzna dla tego miejsca aura, którą Lily uwielbiała.

Kiedy wszyscy byli najedzeni, a talerze zalśniły czystością, po raz kolejny ze swojego miejsca powstał dyrektor Dumbledore i uniósł wysoko rękę, by uciszyć uczniów.
– Mam nadzieję, że wszystkim smakowała dzisiejsza uczta. Jutro podczas śniadania opiekunowie domów rozdadzą wam wasze plany zajęć. Posiłek zaczyna się o godzinie ósmej, a teraz zmykajcie!
Lily i Remus natychmiast poderwali się z miejsc i próbując przekrzyczeć gwar, jaki tworzyli wychodzący uczniowie, zwrócili się do pierwszorocznych:
– Pierwszoklasiści! Proszę za nami! Pokażemy wam drogę do wieży Gryffindoru.
Trzy dziewczynki i czterech chłopców z sennymi minami poszli za prefektami w milczeniu. Widać było, że są wykończeni długą podróżą i nowymi doświadczeniami. Troje z nich, dwie dziewczynki i chłopiec, pochodzili z rodzin całkowicie niemagicznych, dlatego dla nich Hogwart, duchy przenikające przez ściany i przyjaźnie dyskutujące z uczniami, ruchome schody oraz obrazy były całkowitym zaskoczeniem.
Remus co chwila raczył nowych studentów nowinkami o zamku.
– Te schody prowadzą na czwarte piętro, jednak w czwartek zmieniają położenie i wtedy można dzięki nim wejść prosto na siódme piętro, gdzie znajduje się wieża Gryffindoru. A tutaj na tych schodach trzeba uważać, gdyż szósty stopień od góry, a dwudziesty czwarty od dołu to stopień pułapka. Jeśli w niego wpadniecie, nie będziecie w stanie się sami uwolnić. Lepiej to zapamiętajcie. O! A za tym gobelinem znajduje się skrót, prowadzący do lochów. Bardzo przydatny, gdy lubi się pospać, a pierwszymi zajęciami są eliksiry.
Kiedy dotarli pod portret Grubej Damy, mali uczniowie wyglądali tak, jakby mieli zaraz zasnąć na stojąco, dlatego Lily bez zbędnego przeciągania poinformowała pierwszorocznych, jakie hasło obowiązuje w tym tygodniu oraz gdzie znajdują się ich sypialnie. Na koniec pożegnała się z chłopcami, których Remus poprowadził schodami po lewej stronie, a sama zaprowadziła dziewczęta do ich dormitorium, tymi po prawej. Powiedziawszy im dobranoc, panna Evans czym prędzej skierowała swe kroki do swojego pokoju, gdzie po szybkim prysznicu położyła się spać.


~*~


Wrzesień roku 1977 był bardzo pogodny. Na niebie świeciło słońce, a deszcz od dawna nie zaglądał na błonie Hogwartu. Uczniowie każdą wolną chwilę spędzali na świeżym powietrzu. Szósto i siódmoklasiści przerwy pomiędzy lekcjami poświęcali na naukę w swoich ulubionych częściach błoni.
Pod dużym rozłożystym dębem siedziała czwórka Gryfonów zawzięcie pisząca coś na pergaminach. Z daleka wyglądali na bardzo pilnych uczniów, jednak jeśliby się dobrze przyjrzeć, tylko jeden z nich wertował grubą księgę leżącą na ziemi, a reszta z wyczekiwaniem wpatrywała się w kolegę.
– Remusie, czy mógłbyś pisać wyraźniej? Nie jestem pewny, czy w ostatnim zdaniu napisałeś fistaszki, czy może jednak ptaszki. – odezwał się Peter.
– Po co ci tyle tych zawijasów? Przez to wszystko esej jest mniej czytelny – dodał James, na co Syriusz prychnął i ponownie skupił się na przepisywaniu wypracowania Lupina.
– Co tak prychasz, Łapo?
– Nie sprawia mi problemu odczytanie pisma Lunatyka. Nie narzekaj, bo bez niego byśmy tego nie napisali –odpowiedział Black, nie podnosząc oczu na przyjaciela.
– No tak! Zapomniałem, że ty też gryzmolisz te swoje zawijaski. Moja mama ciągle zachwyca się, gdy znajdzie gdzieś list od ciebie.
– To się nazywa kaligrafia, James –powiedział Remus, spoglądając na uśmiechającego się złośliwie Pottera.
– Co nie zmienia faktu, że piszecie jak baby. No nie, Glizdku?
Peter pokiwał gwałtownie głową, lecz natychmiast skulił się pod morderczym spojrzeniem Syriusza.
– Nie moja wina, że tego właśnie uczą nas, potomków szlachetnego rodu Blacków –mruknął sarkastycznie Syriusz, przepisując kolejne zdanie z pergaminu Lupina.
– Och, no tak! Mama mi kiedyś opowiadała, że też uczęszczała na takie lekcje w młodości, zanim poszła do Hogwartu.
– Bo jest z Blacków, Rogaczu. –W głosie Syriusza coraz bardziej słychać było irytację na przyjaciela.
– Ale Syriuszu, dlaczego nadal tak piszesz? Przecież już dawno przestałeś przejmować się wszystkim, co jest ważne dla twoich rodziców.
Peter wpatrywał się w Blacka ze szczerym zainteresowaniem wymalowanym na pucułowatej twarzy.
Przez dłuższą chwilę pod rozłożystym dębem zapanowała cisza, przerywana od czasu do czasu trelem ptaków. Nawet  pióro Remusa, które do tej pory nieprzerwanie sunęło po pergaminie, przestało skrzypieć. W końcu, kiedy Peter doszedł do wniosku, że nie uzyska odpowiedzi na nurtujące go pytanie i sięgnął do torby po dyniowego pasztecika, którego zdążył schować podczas śniadania, Syriusz odpowiedział:
– Bo nie potrafię przestać, jasne? –Podniósł się gwałtownie z miejsca i upychając do torby niedokończony esej, pióro i kałamarz, mruknął: – Chyba nie mam ochoty dłużej pisać tego wypracowania. Dokończę je w sobotę i oddam na następnych zajęciach.
– Łapo! Gdzie ty idziesz?! –krzyknął za nim zdezorientowany James, ale nie dostał odpowiedzi, ponieważ Black już pędził w stronę zamku.

Siedząca na swoim ulubionym kamieniu nad brzegiem jeziora Lily Evans pisała esej na ochronę przed czarną magią i spod rzęs obserwowała Huncwotów. Niesamowicie denerwowało ją to, że Remus pozwalał Potterowi i Blackowi przepisywać pracę domową. Peter zawsze potrzebował pomocy, nawet w najprostszych zaklęciach potrafił się pomylić, ale tych dwóch nicponi doskonale dałoby sobie radę samemu.
Nie miała pojęcia, jak to się działo, że Potter był taki dobry w transmutacji. Często nie przynosił prac pisemnych zadanych przez profesor McGonagall, za co oczywiście dostawał szlabany. Nie uważał też na zajęciach, gadając sobie w najlepsze z Blackiem, a i tak zawsze wiedział, co odpowiedzieć na zadane mu przez nauczycielkę pytanie, a nawet, często za pierwszym razem, udawało mu się przetransmutować nowe obiekty.
A Black nie był gorszy! Na zaklęciach nie uważał prawie nigdy, przeszkadzał innym uczniom, rzucając jakieś głupie zaklęcia, co według niego było bardzo śmieszne, a jednak prawie każdy test teoretyczny i praktyczny zaliczał na wybitny bez większego przyłożenia się do nauki.
– Jak oni to robią, u licha?! –mruknęła pod nosem Lily, spoglądając niechętnie na tarmoszącego swe i tak napuszone włosy Pottera.
Może i ostatnio zaczął zachowywać się normalnie, ale jestem pewna, że niedługo znów wyskoczy z jakimś głupim żartem, a Black nie będzie już taki poważny jak na tej imprezie pod koniec roku i będzie się bardzo dobrze bawił, ośmieszając niewinnych ludzi – pomyślała Lily.
Nagle doszedł do niej głos wzburzonego Pottera, więc podniosła wzrok znad opasłego tomiska wypożyczonego z biblioteki, zauważyła odchodzącego w pośpiechu w stronę zamku Syriusza i kręcącego z niedowierzaniem głową Jamesa, na którego twarzy malowało się załopotanie.

– No, no, no. Czyżby w końcu i Black miał dość Pottera? – mruknęła pod nosem Evans i zabrała się za dokończenie wypracowania dla profesora Larsena.


___________________________________________

BETA: Degausser

Witajcie! Przepraszam, że rozdział pojawia się z takim ogromnym spóźnieniem, ale jedyne co mogę obwiniać za taki stan rzeczy, to ja i moje lenistwo.
Wszystkie egzaminy zdałam za pierwszym podejściem, więc to nie przez sesję nie opublikowałam rozdziału dwa tygodnie temu, tylko dlatego, że mi się zwyczajnie nie chciało. Miałam lenia i tyle. Dopiero jakiś tydzień temu postanowiłam, że nie mogę pozwolić Wam czekać tyle na nowość, dlatego wzięłam się za poprawianie rozdziału, który napisałam już dawno temu. I wiecie co? Nie spodobał mi się. Dlatego zaczęłam pisać nowy. I gdy miałam już trzy wersje rozdziału, nie mogłam się zdecydować, która jest lepsza. Dlatego poradziłam się przyjaciółki i kilku znanych osób z blogosfery, aż w końcu stanęło na tej wersji, którą dziś opublikowałam. ;-)
Mam nadzieję, że Was nie zawiodę.
Pozdrawiam Wszystkich czytelników!

PS. Niesamowitego kopa do działania dały mi Wasze komentarze, dziękuję! :-*

12 komentarzy:

  1. Już się bałam, że przestałaś pisać tego bloga!
    Genialny rozdział, wszystko płynnie się czytało, a w tym rozdziale wręcz uwielbiam postać ... w zasadzie uwielbiam wszystkie postacie. :) Czekam na kolejny rozdział i aby Syriusz się długo nie obrażał :*
    Layls
    dramione-teatr-uczuc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, nie! Mam nadzieję, że starczy mi samozaparcia i nie przestanę pisać tego bloga, aż go nie skończę. Po prostu czasami mam czas, kiedy nic nie mogę napisać, a wszystko co już mam napisane wydaje się być beznadziejne.
      Niedługo nadrobię wszystkie zaległości u Ciebie ;-)

      Usuń
  2. Dobra to mój pierwszy komentarz na tym blogu więc postaram się żeby był długi. Zacznę od tego że podoba mi sie styl twojego pisania i bardzo lekko czyta mi się twoje rozdziały. Co do tej notki to była bardzo fajna. Lunio zaczął się uczyć za nim jeszcze zaczęły się lekcje. Swoją drogą podziwiam go bo ja bym tak nie umiała. Syriusz i Remus bawią się w kaligrafir przez co biedny Rogacz ma utrudnione przypisywanie. Lily niech się nie dziwi że tak im dobrze idzie transmutacja skoro obaj są animagami więc to logiczne że nie mają problemów. Dobra jednak Evans może się dziwić w końcu zapomniałam że ona o tym nie wie. Komentarz nie wyszedł mi jakiś długi ale myślę że też nie jest taki krótki.
    Pozdrawiam
    Gabriela Black

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma to jak mieć obsesję na punkcie spóźniania się... I ostatecznie prawie się spóźnić na jedyny pociąg do szkoły :P Ale w sumie czego można się było spodziewać po szalonej imprezie, w której wzięły udział dziewczyny. Dobrze, że jakimś cudem Lily się obudziła i od razu zareagowała, alarmując koleżanki. Szczerze powiedziawszy podziwiam je za to, że wyrobiły się tak szybko, bo u mnie pewnie potrwałoby to dłużej, zwłaszcza gdybym wpadła w panikę XD
    Hogwart to chyba jedyna szkoła, do której chce się wracać. To w sumie dość tragiczne, biorąc pod uwagę fakt, że przez cały czas tęskni się za domem, ale jednak człowiek przywiązuje się do tych zamkowych korytarzy, dormitoriów, nawet nauczycieli. Nic dziwnego, że Lily i Huncwoci ucieszyli się na widok Hogwartu. Jako dziecko sama marzyłam, żeby móc tam pójść... no, nie oszukujmy się - to nadal moje marzenie :D
    Podoba mi się, że nie zapominasz o takich drobnych, ale jakże istotnych szczegółach, jak przemowa Dumbledore'a, Sir Nicholas czy sama atmosfera powitalnej uczty. Od zawsze uważałam, że to właśnie te detale odgrywają najważniejszą rolę w tworzeniu nastroju, który stworzyła JK Rowling.
    Ech, co ten Syriusz taki wrażliwy? Kto by pomyślał, że tak go wkurzy zwykłe przekomarzanie się na temat charakteru pisma. Ale w sumie się nie dziwię, temat jego rodziny od zawsze był drażliwy i ten chłopak, a później mężczyzna, nigdy się nie cieszył z noszenia takiego, a nie innego nazwiska. Ja tylko mam nadzieję, że to nie jest jakiś początek niesnasek między Jamesem a Syriuszem, bo zawsze uważałam ich - podobnie jak Harry'ego i Rona - za wzór prawdziwych przyjaciół.
    Bardzo fajny, przyjemny rozdział, dobrze się go czytało :) Czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Albo coś się dzieje z bloggerem, albo już nie wiem co, bo nie pojawiła mi się żadna wiadomość z informacją, że pojawił się u Ciebie rozdział. Tak to zapewne byłabym wcześniej. Ale na szczęście nie jestem jeszcze aż tak spóźniona.
    Nie wiem, czy to przypadek, że czytałam o zaspaniu dziewczyn, bo ja też dzisiaj zaspałam, ale trochę bardziej, bo już nie miałam autobusu i siły, żeby ruszyć się z domu i iść do szkoły. Jeden dzień bez zbędnego gderania nauczyli, że „w ogóle się nie uczymy” chyba mnie nie zabije, a wręcz przeciwnie — wzmocni, haha, bo mogłam na spokojnie przeczytać rozdział u Ciebie (: W ogóle się nie dziwię, że po imprezie u Pottera dziewczyny przysnęły.
    Cudownie czytało mi się opis Hogwartu (zresztą każdy rozdział u Ciebie się tak czyta), aż chciałam się pojawić w szkole i móc naprawdę zobaczyć te fascynujące obrazy, zjeść ucztę i być tak samo podekscytowaną jak inni uczniowie.
    Ogółem rozdział świetny. Co prawda mało akcji, ale czytało mi się go gładko i przyjemnie. Liczę na kolejne takie perełki.

    Pozdrawiam!
    www.kiedy-runie-niebo.blogspot.com — zapraszam na nowość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak na bloggerze była informacja, ale w tamtym dniu był nawał z rozdziałami innych. Mój błąd ;)

      Usuń
  5. hmmmm.. nie mam pojęcia o co chodzi Syriuszowi.. no ok, jest uczulony na punkcie swojej rodziny.. ale to przecież nie wina Jamesa... dziwna sytuacja..
    nawiasem, dodałam cię do godnych polecenia blogów u siebie, mam nadzieję, że się nie obrazisz,
    pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy,

    www.czarnekrolestwo.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham chyba wszystkie opowiadania o Huncwotach, kocham także to ! <3
    Zapraszam do siebie!
    after-all-this-war.blogspot.com
    kiedygasnaswiatlamiasta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział był dosc spokojny' wale czuję, ze to cisza przed burza. Podobała mi się najbardziej rozmowa Huncowtow, bo mimo ze pozornie była o wszystkim i o niczym,pokazywała nieco więzi pomiedzy nimi, jak i pewne cechy ich charakteru... Na przykład to,ze Black nadal nie potrafiogpdzic się z tym,ze nalezy do Blacków, ale jednoczesnie nie moze do konca od tego uciec. Coz, nigdy tak do konca nie ucieknie,ale nie powinno go to determinować. Co do Lily, troche niesrprawiedliwie jest wyciagwc wnioskk,ze nawet Syriusz nie moze wytrzymać z Jamesem,jak się nie słyszało całej rozmowy, ale coz, nie ona jedna tak robi, tylko niestety wiekszosc, jak moe wszyscy ludzie. Ale coz,przyjdzie jeszcze moment,i to całkiem niedługo, kiedy zmieni zdanie co do Potterw. Czekam na nastepny rozdział i zaprszam na zapiski-condawiramurs

    OdpowiedzUsuń
  8. 14 już minął, kochana :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetnie ukazałaś rozdarcie Syriusza. Z jednej strony jest Gryfonem, ale mimo wszystko wciąż należy do swojej rodziny. Generalnie fajnie uchwyciłaś więź łączącą Huncwotów. I świetnie opisałaś Hogwart - podczas czytania czułam, jakbym naprawdę tam była.
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy można spodziewać się rozdziału? :>
    Tęsknię :c

    OdpowiedzUsuń