"Ten, kto ma przyjaciół, jest jak step rozległy,
kto ich nie ma, jest jak dłoń mały."
przysłowie mongolskie
Następnego dnia, Lily obudziła się tuż po świcie i długo leżała w łóżku, wspominając wydarzenia z poprzedniego wieczora i wsłuchując się w równomierne oddechy współlokatorek. Wiedziała, że nie uniknie krzyżowego ognia pytań z ich strony, jednak dziś była gotowa na nie odpowiedzieć.
Gdy wczoraj wróciła do pokoju
wspólnego, nie miała ochoty z nikim rozmawiać, więc nawet nie patrząc w stronę
znajomych siedzących przy kominku, poszła do dormitorium i zniknęła w łazience.
Przez cały czas, który spędziła w toalecie, nasłuchiwała nadejścia
współlokatorek, jednak gdy opuściła pomieszczenie, w dormitorium nadal nikogo
nie było. Dziękowała w myślach Marlenie, która zapewne wiedząc, że Lily nie
chciała rozmawiać o Severusie, powstrzymała Dorcas i dała Evans czas na przygotowanie
się do snu, zaciągnięcie zasłon wokół łóżka i udawanie, że już zasnęła.
Lily potrzebowała czasu do
namysłu. Długo leżała w ciemności po tym, jak jej przyjaciółki wróciły do
dormitorium i pogrążyły się we śnie. Roztrząsała całą sprawę i doszła do
wniosku, że rozpad przyjaźni jej i Seva był nieunikniony. Pogodziła się z
myślą, że chłopak przez tyle lat ją okłamywał i postanowiła, że nie będzie
rozpaczać.
Evans powoli wstała i najciszej, jak
umiała, wyjęła z szafy bieliznę, szarą koszulę, czarną spódniczkę
i bezrękawnik z godłem domu Lwa w tym samym kolorze i skierowała się do
przylegającej do ich dormitorium łazienki. Wzięła szybki prysznic, ubrała się i
cicho, tak by nie obudzić przyjaciółek, wyszła na śniadanie.
W Wielkiej Sali było prawie
pusto, w całym pomieszczeniu nie znajdowało się więcej niż dziesięć osób z
nauczycielami włącznie. Przy stole Gryfonów, mniej więcej w jego połowie,
siedzieli James Potter, Syriusz Black i Peter Pettigrew, którzy podkrążonymi
oczyma wpatrywali się w swoje owsianki. Lily nie miała ochoty z nimi rozmawiać,
jednak po wczorajszej imprezie, na której tak dobrze bawiła się w towarzystwie
tych nicponiów, postanowiła dać im szansę i ruszyła w ich stronę.
– Cześć, chłopaki! – powiedziała,
opadając na miejsce obok Petera.
– Hej.
Odpowiedź otrzymała tylko od
Jamesa, który jako jedyny ożywił się na
jej widok. Syriusz tylko skinął głową, a Peter zdawał się jej nawet nie
zauważać.
– Co wy tacy zmęczeni? Trzeba
było spać dłużej, a nie zerwaliście się skoro świt.
– Najpierw musielibyśmy się
położyć – mruknął niewyraźnie Syriusz, ziewając.
– Co?! – zdziwiła się Lily. – Nie
spaliście?! Dlaczego?!
Huncwoci wymienili wesołe
spojrzenia i tylko wzruszyli ramionami. James uśmiechnął się do panny Evans i
wrócił do jedzenia płatków. Lily jeszcze przez chwilę wpatrywała się w kolegów,
jednak widząc, że nie mają zamiaru odpowiedzieć na jej pytanie, nałożyła sobie
dwa tosty na talerz. W chwili, kiedy pochyliła się nad stołem, by
sięgnąć po jej ulubiony dżem poziomkowy, napotkała spojrzenie niemal czarnych
oczu Severusa siedzącego dokładnie naprzeciwko niej przy stole Slytherinu.
Snape wpatrywał się w Lily, a ona
nie mogąc już znieść jego palącego wzroku, podniosła się od stołu i chwyciwszy
tosta, szybkim krokiem podążyła do Wieży Gryffindoru. Słyszała jeszcze, że
Potter wołał za nią, jednak nie odwróciła się.
Resztę dnia spędziła w
dormitorium, pakując kufer. Dorcas i Marlena jak zwykle
porozrzucały swoje rzeczy po całym pomieszczeniu, przez co panował w nim
nieład. Lily szybko poradziła sobie z bagażem. W równych rzędach ułożyła
podręczniki, na nich umieściła kociołek i prawie zupełnie pusty zestaw
składników na eliksiry. Po drugiej stronie kufra, leżały poskładane w kostkę jej
ubrania. Zostawiła tylko parę niebieskich dżinsów, zielony sweterek, który
dostała do mamy na urodziny, ulubione trampki, w które miała się ubrać
następnego dnia, na powrót do domu.
Lily nie poszła na obiad z obawy
przed Severusem, który znów by się w nią wpatrywał, a może nawet zaczepiał.
Dorcas przyniosła jej przepięknie pachnący udziec kurczęcia i ziemniaczki które
pochłonęła w ekspresowym tempie. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak
bardzo wygłodniała.
Około godziny szesnastej, kiedy Lily
pomogła już spakować ogromny kufer Dorcas, który za nic w świecie nie chciał
się domknąć, dziewczęta usiadły na puchatym dywanie w dormitorium i jak zwykle
w ostatni dzień w Hogwarcie, zaczęły wspominać wesołe chwile ubiegającego roku
szkolnego. Evans zdawała sobie sprawę, że jej przyjaciółki starły się jak mogą,
nie pokazać po sobie, że są ciekawe wydarzeń z poprzedniego wieczoru.
– Wiesz, Lily – powiedziała
Dorcas. – Wczoraj tak fajnie bawiliśmy się z Huncwotami. Nawet ty! Nie
przypuszczałabym, że tak się
wyluzujesz.
Marlena wytrzeszczyła oczy na
brunetkę, po czym parsknęła śmiechem, oblewając się
kremowym piwem, które piła.
– Nie jestem taka sztywna, na jaką wyglądam, Dor. – Mrugnęła do
przyjaciółki, uśmiechając się szeroko.
– Więc powiedz nam, jak to się
stało, że panna „Spadaj, Potter!”, spędziła z nim prawie całą imprezę, hę?
– Dorcas! – wykrzyknęła oburzona
Marlena.
Lily przez chwilę patrzyła
zdziwiona na pannę Meadowes, której mina mówiła, że nie miała sobie nic do
zarzucenia, po czym, uśmiechając się wesoło, powiedziała:
– Miałam ochotę się zabawić,
przestać zrzędzić i dać się ponieść, rozumiecie? – spytała. Widząc jednak nierozumiejące
spojrzenie Marleny i powątpiewające Dorcas, pokręciła lekko głową. – Byłam
strasznie zła na Snape’a. W dodatku Syriusz zachowywał się tak jakoś normalnie,
nie tak jak zwykle. Rozmawialiśmy chwilę przed tym, jak wy wróciłyście z
egzaminu. Black był poważny i starał się mnie pocieszyć…
Przez chwilę w dormitorium
zapadła cisza, przerywana tylko śmiechami dochodzącymi z pokoju wspólnego. Lily
nie patrzyła na przyjaciółki, lecz jej wzrok błądził po błoniach widocznych z
okna ich wieży. Kiedy Dorcas odchrząknęła, Evans wróciła do dalszej opowieści.
– No i wtedy wróciłyście wy, a
później reszta Huncwotów i było tak wesoło, że prawie zapomniałam, co wydarzyło
się rano. – Lily wypowiedziała te zdania z prędkością karabinu maszynowego. – A
jak impreza już się rozkręciła i wy gdzieś zniknęłyście, pomyślałam, że mogę
się zabawić. Postanowiłam się napić i gdy podeszłam do stolika z napojami,
pojawił się Potter i zaczął tak zabawnie udawać lokaja, że nie mogłam się na
niego wściekać. Trochę sobie wypiliśmy, a później poszliśmy do was, na parkiet.
Nie wiedziała, jakiej
reakcji ze strony przyjaciółek miała się spodziewać, dlatego spuściła wzrok i
wpatrywała się w zaciśnięte na kolanach pięści.
– Och, Lily! A dobrze się
bawiłaś? – przerwała milczenie Marlena, dotykając lekko dłoni przyjaciółki.
– Tak. Nawet bardzo. Nie zdawałam
sobie sprawy z tego, jak fajnie jest czasem wyluzować – roześmiała się Evans.
– A czego chciał od ciebie Snape?
Wczoraj tak szybko uciekłaś do dormitorium i nic nam nie wyjaśniłaś. Syriusz
musiał siłą zaciągnąć Jamesa na górę, bo chciał wyjść i wyzwać Snape’a na
pojedynek. Auć! No co? – obruszyła się Dorcas, która po raz kolejny dostała
kuksańca w bok od panny McKinnon.
– To nic, Mar. W porządku.
Severus przyszedł mnie przeprosić.
– Co?! – wykrzyknęła Meadowes. –
Ale chyba ty mu nie…
– Spokojnie. Nie wybaczyłam mu –
szepnęła Lily. – Powiedziałam, że z naszą przyjaźnią koniec i wróciłam do
wieży.
Nastała chwila ciszy. Lily nadal
wpatrywała się w swoje dłonie, Marlena przysiadła się do niej i objęła ją, a
Dorcas uśmiechała się i z zadowoleniem kiwała głową. Evans zdawała sobie sprawę,
że jej przyjaciółki nigdy nie rozumiały, dlaczego przyjaźniła się z Severusem,
jednak ona nie zauważała tak prostych prawd jak ta, że Sev był opryskliwy i
nieprzyjemny dla ludzi z innych domów niż Slytherin.
~*~
Złociste promienie słoneczne
obudziły Lily, która poprzedniego wieczoru zapomniała zaciągnąć zasłony w oknie
swojego, przytulnego pokoiku na poddaszu rodzinnego domu przy Main Road w małym
miasteczku Cokeworth w Angli. Przez cały czas, jaki spędziła w Hogwarcie, tęskniła
za tą mieściną, żółtą elewacją ich niewielkiego piętrowego domku, pięknym
ogrodem porośniętym bujnym kwieciem, ale najbardziej tęskniła za rodzicami.
Mary i William Evansowie byli
najwspanialszymi rodzicami na świecie. Mimo że byli mugolami, rozumieli, że
Lily musi spędzać cały rok szkolny w tak oddalonym od ich miasteczka Hogwarcie.
Cieszyła się, że mogła spędzić
czas z rodzicami, jednak dobry humor za każdym razem psuła jej siostra. Petunia
uważała, że Lily jest dziwolągiem i nie omieszkała przypomnieć jej o tym przy
każdej nadarzającej się okazji. Kiedyś były przyjaciółkami, a teraz Lily
musiała hamować łzy, ponieważ gdy Petunia na nią patrzyła, dostrzegała na jej twarzy
wstręt i obrzydzenie.
Lily chciałaby odzyskać przyjaźń
Petunii. To byłby jedyny powód, dla którego zrezygnowałaby z magii. Oddałaby
swoje umiejętności i stałaby się zwykłym, niemagicznym człowiekiem tylko po to,
by znów poczuć siostrzaną miłość.
Niestety, to było niemożliwe i
ona doskonale o tym wiedziała.
Lily przetarła oczy i powoli je
otworzyła, przyzwyczajając do ostrego światła poranka. Jeszcze chwilę leżała w
łóżku, wdychając świeży, kwiatowy zapach pościeli.
– To już dzisiaj – szepnęła,
uśmiechając się wesoło.
Uwielbiała spędzać czas z
rodzicami, nadrabiać cały rok nieobecności, pomagając mamie w ogrodzie i grając
z tatą w Scrabble. Lubiła wychodzić z nimi na spacery i do kina, jednak
tęskniła już za Hogwartem i przyjaciółmi. A dziś miała spotkać się z Dorcas i
Marleną.
Rodzice nie byli zachwyceni, gdy
poinformowała ich, że umówiła się z przyjaciółkami, że dwa tygodnie przed
końcem wakacji przyjedzie do Doliny Gordyka, gdzie mieszkała panna McKinnon i
zostanie tam aż do powrotu do Hogwartu. Mama marudziła przez kilka dni, jednak
w końcu ustąpiła i pogodziła się z faktem, że jej młodsza córka dorastała i nie potrzebowała już ciągłej
matczynej opieki. Stanęło więc na tym, że w poniedziałek dziewiętnastego
sierpnia, zaraz po śniadaniu, Lily wezwie Błędnego
Rycerza, magiczny autobus dla czarodziejów, który zawiezie ją prosto na plac
główny małego miasteczka, gdzie mieszkała jej przyjaciółka. Dorcas tego samego
ranka miała przybyć tam dzięki Sieci Fiuu.
Lily, wesoła
jak skowronek, wyskoczyła z łóżka i pomknęła do łazienki, by wziąć szybki,
orzeźwiający prysznic, a następnie pognała na dół do kuchni, z której już dochodził
przepiękny zapach naleśników. Mary Evans krzątała się po niewielkiej jadalni,
rozstawiając na stole talerze i sztućce.
Po chwili cała rodzina Lily
siedziała przy okrągłym stoliku nakrytym jak na uroczystą kolację, a nie zwykłe
śniadanie. Państwo Evans, uśmiechając się radośnie nakładali, córce
na talerz jej ulubione przysmaki śniadaniowe, a Petunia jak zwykle prychała pod
nosem, wyrażając swoje niezadowolenie z powodu siedzenia z „dziwolągiem” przy
jednym stole.
Po śniadaniu Lily pomogła mamie
sprzątnąć naczynia i zaczęła zbierać się do wyjścia. Z Marleną umówiła się na
godzinę dziesiątą, więc postanowiła wyjechać z domu godzinę wcześniej, by się
nie spóźnić na spotkanie. Na dworze panował rzadko spotykany w tej części kraju
upał, dlatego panna Evans założyła krótkie zielone szorty i białą koszulkę na
ramiączkach. Włosy upięła w wysoki kucyk, dzięki czemu nie kleiły jej się do
rozgrzanego ciała. Przez dłuższy czas żegnała się z rodzicami, obiecując, że
napisze do nich list, jak tylko dotrze na miejsce. W końcu wyszła na ulicę i
spojrzawszy ostatni raz na rodzinny dom, ruszyła w stronę jednej z zacienionych
i rzadko używanych uliczek, gdzie machnęła różdżką, przywołując
magiczny autobus.
~*~
Ostatnie dwa tygodnie wakacji
minęły pannie Evans w mgnieniu oka. Gdy tylko Błędny Rycerz zatrzymał się na
głównym placu w Dolinie Godryka, dziewczyna wyskoczyła z pojazdu i wpadła w
objęcia przyjaciółki. Marlena przejęła szkolny kufer Lily od mężczyzny w
średnim wieku, który był konduktorem magicznego autobusu i
od razu poprowadziła ją do domu. Chwilę później w salonie państwa McKinnonów
wylądowała uśmiechnięta szeroko Dorcas Meadowes. Od razu wyściskała obie
czekające na nią koleżanki i zaczęła opowiadać o swoich wakacjach spędzonych z
rodzicami na południu Francji.
Przez kilka kolejnych dni
dziewczyny plotkowały, opalały się w ogrodzie i pływały w basenie, który
znajdował się za domem Marleny. Przedostatniego dnia wakacji postanowiły udać
się na ulicę Pokątną, gdzie miały kupić wszystkie potrzebne im rzeczy do
szkoły. Cały pobyt na Pokątnej upłynął w wesołej atmosferze. Dziewczęta
spotkały wielu znajomych, w lodziarni Floriana Fortescue natknęły się na
Huncwotów, porozmawiały z nimi przez kilka minut, po czym zorientowały się, że
już dawno minęła godzina, o której miały wrócić do domu, dlatego w pośpiechu
udały się do Dziurawego Kotła, gdzie za pomocą Sieci Fiuu dostały się do Doliny
Godryka.
Tego samego dnia, wieczorem,
przez okno sypialni Marleny, w której obecnie spały nie jedna, a trzy Gryfonki,
wleciał szary puchacz należący do Jamesa Pottera. Lily od razu poznała, czyj
ptak waśnie przyniósł zwitek pergaminu, gdyż od dwóch lat dostawała dzięki
niemu listy od jego właściciela. Listy, których nawet nie czytała. Z rezygnacją
chwyciła rulonik przywiązany do nóżki sowy, która z gracją wyfrunęła z pokoju.
Już miała wyrzucić go do kosza, gdy zauważyła, że zaadresowany jest do jej
przyjaciółki.
– Hej, Mar. Potter do ciebie
napisał. – Lily posłała Marlenie zaintrygowane spojrzenie, po czym oddała jej list.
– Ciekawe, czego on może od ciebie chcieć?
– Nie wiem, Lily. Ale zaraz się
tego dowiemy – mruknęła panna McKinnon, rozwijając pergamin. – Droga Marleno i Wy, Lily i Dorcas, jeśli to
czytacie – przeczytała na głos pierwszą linijkę tekstu i podniosła wesołe
spojrzenie na siedzące na podłodze przyjaciółki. – Z okazji zakończenia wakacji, organizuję wielką imprezę! Będę bardzo
szczęśliwy, jeśli
się na niej zjawicie. Zabawa zaczyna się jutro, to jest trzydziestego
pierwszego sierpnia o godzinie dwudziestej u mnie w domu. Impreza bez Was
będzie beznadziejna, proszę, przyjdźcie. Pozdrawiam, James. PS. Marleno,
przekaż swojej mamie, że tym razem moi rodzice wiedzą o imprezie i sami będą ją
nadzorować – tym razem nikt nie podpali drzwi. Obiecuję! I na końcu dodał
uśmiechniętą buźkę. – Marlena skończyła czytać i zwróciła swój wzrok na
przyjaciółki, uśmiechając się szeroko. – Dziewczyny, musimy tam jutro być!
Imprezy u Jamesa są najlepsze!
– Jak to? – zdziwiła się Lily. –
To gdzie mieszka Potter, że zna twoich rodziców i w ogóle?
– Oj, Lily. Nie wiedziałaś, że
James mieszka tylko kilka domów dalej? Myślałam, że wysyłał ci adres w tamtym
roku, na zaproszeniu na imprezę. Nie? – Marlena uniosła wysoko brwi, które
zniknęły pod blond grzywką.
Evans zarumieniła się lekko i
spuściła wzrok nad dłonie. Prawdę mówiąc, wszystkie listy, przysyłane przez Jamesa
Pottera, lądowały w koszu. Nie miała ochoty użerać się z tym
napuszonym dupkiem jeszcze w wakacje. Na tę imprezę też nie miała ochoty iść.
Najchętniej spędziłaby ten czas w gronie swoich przyjaciółek, rozmawiając
i popijając piwo kremowe, w które zaopatrzył je brat Marleny, Benjamin. Jednak
zdawała sobie sprawę, że Dorcas i Marlena będą chciały pójść na tę zabawę. Z
drugiej strony, pod koniec roku znakomicie się bawiła w towarzystwie Huncwotów,
więc może i tym razem byłoby podobnie?
– I… Co? Chcecie tam iść? –
spytała Lily, podnosząc wzrok na przyjaciółki.
Dziewczęta wymieniły wesołe
spojrzenia i pokiwały energicznie głowami. Panna Evans westchnęła głęboko i
również kiwnęła lekko, dając tym samym do zrozumienia, że zgadza się na wyprawę
na imprezę Pottera.
Następnego dnia Dorcas od rana
przeżywała nadchodzącą imprezę. Gorączkowo przerzucała ubrania, poszukując
czegoś odpowiedniego na tę okazję, jednocześnie zastanawiając się głośno, w co
ubiorą się Lily i Marlena, dla których kwestia mody nigdy nie była
najważniejsza. Cały dzień upłynął im na przygotowaniach. Marlena zrobiła
makijaż swoim przyjaciółkom, a Dorcas zajęła się ich fryzurami. Panna Evans
toczyła długą i zaciekłą walkę o możliwość pójścia na tę imprezę w ulubionej
białej sukience, którą w końcu wygrała, ale tylko dlatego, że ustąpiła Dorcas w
kwestii fryzury. Panna Meadowes postanowiła, że Lily musi rozpuścić włosy, gdyż
za rzadko to robiła.
Pół godziny przed dwudziestą
wszystkie były już gotowe do wyjścia. Lily założyła białą sukienkę na
ramiączkach, kremowe sandałki, a włosy pozostawiła rozpuszczone. Nie lubiła się
mocno malować, więc ograniczyła się do nałożenia cienkiej warstwy różu na policzki
i wytuszowania rzęs. Marlena postanowiła
założyć czerwoną spódnicę i czarny top bez ramiączek, a na stopy włożyła
ulubione czarne szpilki. Powieki pociągnęła brązowym cieniem, rzęsy czarną
maskarą, a usta umalowała czerwoną szminką. Dorcas spędziła najwięcej czasu
przed lustrem, gdyż chciała wypróbować wszystkie kosmetyki, które dostała od
Lily na urodziny. Oczy podkreśliła czarną kredką, trzy razy nakładała tusz na
rzęsy, policzki podkreśliła różem, a na usta nałożyła cienką warstwę
błyszczyku. Jedynym, co wydało się pannie Meadowes odpowiednie na
tego typu imprezę, była niezawodna „mała czarna”, czyli krótka,
czarna sukienka, niesamowicie opinającą ciało.
– Myślę, że już jesteśmy gotowe,
dziewczyny – odezwała się Dorcas, przeglądając się w lustrze. – Lepiej już
chodźmy, nie chcemy się przecież spóźnić.
Po tych słowach Gryfonki
skierowały się do wyjścia.
Głośna muzyka dudniła z
głośników, na parkiecie tańczyło kilkanaście osób, w każdym rogu dużego salonu
Potterów można było dostrzec przytulające się pary. Na każdym stoliku czy
szafce stały pełne butelki z kremowym piwem, miodem pitnym i sokami oraz
różnego rodzaju przekąski. Lily zastanawiała się, jak to możliwe, że rodzice
Jamesa pozwalają na picie alkoholu przez ich nieletniego syna. Państwo Evans
nigdy nie wyraziliby zgody na to, by Lily zorganizowała w domu imprezę
zakrapianą takimi trunkami. Jednak, jak każda nastolatka, czasami lubiła wypić
coś mocniejszego niż kremowe piwo.
Lily stała przy wyjściu na taras
i podziwiała piękny zachód słońca. Gdy dziewczyny przyszły na imprezę, w domu
Pottera było już pełno gości. Część z nich znała osobiście, kilkoro kojarzyła
ze szkolnych korytarzy, niektórych widziała pierwszy raz na oczy. Drzwi
otworzył im gospodarz, czyli James Potter, ubrany w czarną koszulę i jeansy, z
jak zwykle rozwichrzoną fryzurą. Uśmiechając się do nich szeroko, zaprosił je gestem
do środka, gdzie impreza trwała już w najlepsze.
Na środku parkietu wywijał
Syriusz z jakąś blondwłosą pięknością, której srebrna sukienka ledwie
zasłaniała pośladki. Remus Lupin stał oparty o kominek, z którego co chwila
wypadał kolejny gość. James poprowadził dziewczyny do stolików, na których
piętrzyły się przekąski i napoje, po czym opuścił je z przepraszającym
uśmiechem, gdyż właśnie przybyli następni imprezowicze, którym musiał otworzyć
drzwi.
Po dwóch godzinach panna Evans
miała już dość samotnego przyglądania się bawiącym się parom. Jej przyjaciółki
już dawno zniknęły na parkiecie. Marlena dalej tańczyła z jakimś wysokim
blondynem, co chwila wybuchając śmiechem, natomiast panna Meadowes prawdopodobnie
przeniosła się w jakieś ustronniejsze miejsce ze swoim adoratorem, gdyż Lily
nigdzie nie mogła jej dostrzec.
Prawdę mówiąc, dziwiła się, że
jak do tej pory James Potter nie pojawił się u jej boku, by poprosić do tańca,
czy chociażby zaproponować jakiegoś drinka. Przez prawie cały czas widziała go
w objęciach coraz to innej dziewczyny, tańczącego i zaśmiewającego się do łez.
Remus zniknął gdzieś już godzinę temu i nie wiedziała, gdzie
miałaby go szukać, a Peter jak zwykle był bardziej zajęty wcinaniem dyniowych
pasztecików, niż rozmową z Lily. Ostatnią osobą, u której postanowiła szukać
ratunku, był Syriusz.
Black siedział właśnie na jednej
z kanap ustawionych pod ścianą i popijał bursztynowy płyn z kryształowej
szklaneczki. Panna Evans podeszła szybko i usiadła na wolnym miejscu obok
niego. Uśmiechając się wesoło, stuknęła butelką z kremowym piwem w szklankę
Blacka i wypiła mały łyk nie odrywając wzroku od zdumionej miny Gryfona.
– Jak tam, Syriuszu? Dobrze się
bawisz? – zagadnęła wesoło, odrzucając włosy na plecy.
Żałowała, że dała się namówić na
pozostawienie ich rozpuszczonych, gdyż w panującym w mieszkaniu upale było jej
za gorąco, a mokre kosmyki przyklejały się jej do spoconego karku.
– Tak, Evans. Impreza jest
świetna. A ty dobrze się bawisz?
Lily tylko wzruszyła ramionami,
na co Syriusz uniósł wysoko ciemne brwi i zabawnie przechylił na bok głowę.
– Nie mam z kim tańczyć – odparła
Evans, co wywołało uśmiech na twarzy Blacka. – Może byś mi potowarzyszył?
Syriusz zaśmiał się cicho i już
po chwili ciągnął ją za rękę w stronę parkietu. Lily przez dobre dziesięć minut
nie mogła nadążyć za gwałtownymi ruchami Blacka, jednak później coraz lepiej
szło jej dostosowywanie się do tempa partnera. Syriusz jak zwykle wygłupiał się
i starał się jak najszybciej obracać Lily, której zaczynało się już kręcić w
głowie. Po ostatnim obrocie dziewczynie zaplątały się nogi i przed upadkiem
uratowały ją tylko silne ramiona Blacka, który stał nieruchomo, przyciskając ją
do piersi.
Przez chwilę patrzyli sobie
głęboko w oczy. Z drugiego końca sali mogłoby się wydawać, że za chwilę się
pocałują, jednak w tej samej chwili Syriusz i Lily, wybuchnęli gromkim
śmiechem. Syriusz zgiął się w pół, nie mogąc złapać
oddechu, a panna Evans trzymała rękę na ramieniu Blacka i śmiała się wesoło.
Wiedziała, że Syriusz poprawi jej
humor. Zawsze uważała, że Black to chłopak robiący sobie ze wszystkich żarty, z
przerośniętym ego. Teraz jednak widziała, że jest naprawdę zabawnym i dobrym
kolegą, który starał się, jak mógł, by rozruszać Lily.
Kiedy wreszcie opanowali śmiech,
z głośników popłynęła wolniejsza melodia. Syriusz i Lily patrzyli na siebie
niepewnie. Na twarzy panny Evans pojawił się lekki rumieniec. Nie wiedziała,
czy tańczenie z Syriuszem do tak wolnej piosenki byłoby dobrym pomysłem. Jednak
problem rozwiązał sam pan Black. Ukłonił się z przesadną galanterią i
pozostając w tej pozie, powiedział poważnym tonem:
– Czy pozwoli mi pani ze sobą
zatańczyć, madame?
Lily zaśmiała się cicho,
następnie przybierając na twarz maskę powagi, z gracją podała dłoń Syriuszowi,
który, drugą ręką objąwszy ją w talii, ruszył
dostojnym krokiem w walca. Przez chwilę tańczyli z poważnymi minami na
twarzach, jednak nie wytrzymali długo i zaśmiewając się do łez, tańczyli
skoczny taniec do powolnej muzyki.
– Odbijany! – krzyknął James,
pojawiając się przy boku Lily wyciągając do niej dłoń.
Syriusz uśmiechnął się wesoło,
mrugnął do Lily i po chwili kręcił już się koło jednej z dziewcząt, którą panna
Evans kojarzyła ze szkoły.
James natomiast położył dłonie
Lily na swoich ramionach, a sam objął ją delikatnie w talii. Uśmiechał się do
niej i patrzył jej głęboko w oczy. Przedłużająca się między nimi cisza
doskwierała pannie Evans, dlatego postanowiła ją przerwać.
– Bardzo fajna impreza, James.
Uśmiech na twarzy chłopaka stał
się jeszcze szerszy.
– Dzięki. Myślałem, że źle się
bawiłaś, bo do tej pory nie tańczyłaś.
– No tak. Nie bardzo miałam z
kim. Szukałam Remusa, ale gdzieś zniknął, no i dlatego zwróciłam się do
Syriusza. Jest naprawdę świetnym tancerzem. Nie pomyślałabym.
Przez dłuższą chwilę tańczyli w
milczeniu. Potter wpatrywał się w Lily, a panna Evans rozglądała się za
przyjaciółkami, które mogłaby uratować ją z tej niezręcznej sytuacji. Nie czuła
się komfortowo tak blisko Jamesa. Nie chciała się do tego przyznać, jednak
zaczynała zdawać sobie sprawę z tego, co tak bardzo fascynowało dziewczęta w tym
chłopaku.
Od pierwszej klasy zawsze działał
jej na nerwy, przeszkadzał w nauce, robił głupie żarty, później stał się wręcz
nachalny, zapraszając ją co chwile na randkę. Irytowało
ją jego zachowanie, to, jak mierzwił sobie włosy, jak popisywał
się umiejętnościami. Jednak teraz zaczęła dostrzegać, co tak usilnie starała
się ignorować przez przeszło pięć lat. Widziała ciemne, orzechowe oczy, w których
pojawiały się wesołe ogniki. Czarne, rozwichrzone włosy dodawały
mu uroku. Rysy twarzy stały się bardziej ostre, męskie. Widziała lekki cień
zarostu na linii żuchwy. I ten rozbrajający dziewczyny uśmiech, który powoli
zaczynał podobać się również i jej.
Bała się tego, w jakim kierunku
podążały jej myśli. Nie chciała przyznawać się sama przed sobą, że urok Jamesa
Pottera, na który była odporna przez te wszystkie lata, nagle zaczął na nią
działać.
– Lily… Nie zdążyliśmy
porozmawiać po tym incydencie, no wiesz… Ze Snape’em. Mam nadzieję, że już cię
nie obraża? – cichy głos Jamesa przedarł się przez jej myśli i natychmiast ją
otrzeźwił.
Spięła wszystkie mięśnie, gdyż
nie rozmawiała o tym z nikim, nie licząc jej przyjaciółek. Nie miała ochoty
zwierzać się ze swoich problemów Potterowi.
James, wyczuwając zmianę w
postawie Lily, westchnął tylko i pokręcił głową.
– Nieważne. Nie chcesz, to nie
mów. Ja po prostu… Nie mogę znieść tego, jak cię nazwał. – W głosie Pottera
słychać było twardą nutę, której panna Evans nie słyszała chyba nigdy
wcześniej.
Przeniosła w końcu spojrzenie na
twarz partnera i zauważyła, że oczy Jamesa poamutniały, a wesołe ogniki
zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Usta, które przed chwilą tworzyły wesoły
uśmiech, teraz zaciśnięte zostały w wąską linię. Nie spodziewała się takiej
reakcji po wiecznym żartownisiu, jakim był Huncwot.
– Wyjaśniliśmy to sobie z
Severusem, James. Czasu nie cofniemy, a ja też tego nie zapomnę. – Pokręciła lekko
głową, nadal patrząc w oczy Potterowi. – Nie chcę o tym rozmawiać, okej?
– Jasne. Oczywiście. To… – James
zawahał się. Nie wiedział, na ile mógł sobie pozwolić, by nie zdenerwować Lily.
Postanowił jednak zaryzykować. – Jak tam minęły wakacje?
Evans z uśmiechem ulgi przyjęła
zmianę tematu.
– Dobrze. Jak zwykle. Ale
stęskniłam się za Hogwartem. Ostatnie dwa tygodnie spędziłam tutaj.
– Tutaj?
– To znaczy u Marleny. – Lily
uśmiechała się lekko.
Wolna piosenka właśnie dobiegła
końca i panna Evans cofnęła się o krok.
Chciała zabrać ręce z ramion Jamesa, lecz ten złapał ją za dłonie i porwał w
szybkie tańce. Pamiętała z imprezy z okazji zakończenia egzaminów, że Potter
dobrze tańczył, jednak wtedy, zamroczona alkoholem, nie zdawała sobie sprawy,
że aż tak dobrze. Pewnie prowadził ją w tańcu, co jakiś czas obracając. Nawet
nie zwróciła uwagi, kiedy w tańcu znaleźli się tak blisko siebie. Poczuła, jak
rumieńce wypłynęły na jej twarz, gdy zobaczyła zdziwione spojrzenie Dorcas
ponad ramieniem Jamesa. Brunetka pokazała jej tylko uniesione kciuki i śmiejąc
się, powróciła do rozmowy z Syriuszem.
Przez jeszcze kilka godzin tańczyli,
żartowali, rozmawiali, aż w końcu w salonie zapadła cisza,
gdyż rodzice Pottera pojawili się w pomieszczeniu i ogłosili koniec zabawy.
Wszyscy goście, jedni mniej, drudzy bardziej zmęczeni ruszyli do swych domów,
by choć trochę się przespać. Uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart
następnego dnia czekał powrót do zamku na kolejny, długi i męczący rok nauki.
________________________________________________
BETA: Degausser
Witajcie! Przepraszam, że rozdział dodałam z kilkudniowym poślizgiem. Zaczęła mi się sesja, zmora wszystkich studentów i niestety, ale musiałam przysiąść do nauki, przez co nie mogłam dopracować rozdziału i wysłać go do bety. Jednak Degausser jest niezastąpiona i już dwa dni po otrzymaniu ode mnie wersji roboczej rozdziału, przesłała mi poprawiony tekst.
W chwili obecnej całkowicie poświęcam się nauce, dlatego nie wiem, dokładnie kiedy dodam kolejny rozdział. Postaram się opublikować go za około dwa tygodnie, jednak jeśli nie uda mi się zaliczyć wszystkiego w pierwszym terminie, będziecie musieli poczekać na nowy post około trzech tygodni.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba.
Pozdrawiam!
Świetny blog;) I rozdział:) Cieszę się, że w końcu znalazłam fajnego bloga o Huncwotach :) Uwielbiam te historie i tak dlugo szukałam czegoś naprawdę wartego uwagi :) Dzięki ;)
OdpowiedzUsuńWitaj! A ja się bardzo cieszę, że spodobało Ci się moje opowiadanie. Mam nadzieję, że nie zawiodę Cię w przyszłości.
UsuńPozdrawiam!
Nie wiem dlaczego, ale ten rozdział sprawił, że jakoś poczułam się lepiej. I wydaje mi się, że jest to najlepszy z dotychczasowych rozdziałów. Podoba mi się jak nienachalnie zbliżyłaś do siebie Lily z Syriuszem i z Jamesem. Wydaje mi się, że Syriusz może coś czuć do naszej głównej bohaterki, ale mam nadzieję, że to tylko ja się mylę. Ale uczucie Jamesa widać z daleka. No chyba że stroi sobie żarty z Lily, albo chce dokuczyć Severusowi czy tam się z kimś założył, ale mam nadzieję, że to nie prawda :(( Bo za świetnie udaje i są za słodką parą.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, co takiego się wydarzy, gdy już będą w Hogwarcie.
Rozdział jak zwykle świetny, Twój warsztat pisarski cały czas nienaganny :)
Jeśli chodzi zaś o brak czasu - uwierz, Cath, ja przeżywam to samo. Dzisiaj mam czas skomentować kilka blogów, bo nie poszłam do szkoły i jestem słaba.
Mi pozostaje tylko zaprosić na nowy rozdział na www.kiedy-runie-niebo.blogspot.com.
Całuję :*
Kurczę, a ja myślałam, że ten rozdział wyszedł taki sobie. Nie byłam z niego zadowolona, ale skoro uważasz, że jest to jeden z najlepszych rozdziałów, to bardzo się cieszę.
UsuńCo do uczuć bohaterów, pozwolę Ci na razie się po domyślać, nie mogę przecież odkryć wszystkich kart od razu :)
Za brak błędów odpowiedzialna jest Degausser, bo to ona wytyka mi wszystkie potknięcia :)
Jak tylko skończę sesję, to od razu nadrobię wszelkie zaległości u Ciebie ;)
Pozdrawiam!
Ja napiszę po swojemu.
OdpowiedzUsuń.
.
.
Jest wiele różnych historii, tych wzruszających, prawdziwych, smutnych, wymyślonych w naszych głowach, gdy usiłujemy zasnąć. Jednak te opowiadania możemy podzielić tylko na dwie grupy: na te których się nie pamięta, i te, które trzymają w napięciu pomimo czasu, te które są w naszej pamięci na dobre. Czytałam wiele opowiadań, przygodowych, fantastycznych, potterowskich, o Igrzyskach Śmierci.. innymi słowy- różne. Jednak Twój blog ma w sobie coś co zalicza go do grupy opowiadań przeze mnie pamiętanych.
Podoba mi się wszystko, od wykreowania postaci, poprzez tekst, kończąc na odpowiedniej czcionce. Wszystko tutaj jest na miejscu, wszystko posiada równowagę i harmonię. I wiesz co mnie najbardziej boli? Że są takie blogi jak Twój, genialne, a tak mało osób o nich wie. A blogi, gdzie bohaterowie wskakują sobie do łóżka już w pierwszym rozdziale ma masę komentarzy i obserwatorów. Zrozumieć tego nie potrafię, no, ale cóż, "taki mamy klimat".
Cieszę się, że przedstawiasz Lily jako temperamentną osobę, która jest chodzącym wulkanem, uwielbiam ją jako ucieleśnienie damskiego Gryffindora. Sam pomysł na rozdziały, na imprezę, nawet na kłótnię ze Snape'm, wszystko jest wspaniałe.
Rozwijaj się, ponieważ masz talent. Wierzę w Ciebie i trzymam za Ciebie mocno kciuki. A teraz dodam się do obserwatorów.
Ściskam i czekam na nowy rozdział!
Layls
Dziękuję za tak miły komentarz. Bardzo się cieszę, że tak Ci się spodobało moje opowiadanie. Ja sama również czytam wiele blogów, jedne są lepsze, drugie trochę gorsze, ale po prostu uwielbiam czytać.
UsuńJeśli chodzi o mojego bloga i jego wygląd to robię wszystko tak, by czytelnikowi było wygodnie czytać. Gdy wchodzę czasami na bloga, gdzie czcionka jest białą na czarnym tle, to nawet kiedy opowiadanie jest naprawdę dobre, zniechęca mnie to do czytania. Jestem perfekcjonistką i uważam, że estetyka bloga, wyjustowany i dobrze zredagowany tekst oraz przejrzystość zakładek, jest najważniejsza. Dlatego stosuję to na moim blogu.
Fajnie, że spodobała Ci się Lily. Większość zawsze przedstawia ją jako niestabilną emocjonalnie dziewczynę, a przecież taka być nie mogła, prawda? Musiała mieć coś w sobie, że wszyscy tak ją lubili.
Twój komentarz poprawił mi humor i dodał otuchy, że jednak znajduje się tutaj kilka osób, które chętnie czytają moją opowieść. Dziękuję Ci za to, że mnie wspierasz, mam nadzieję, że nie zawiodę.
Długo kazałaś na siebie czekać, ale wynagrodziłaś nam to obszernością rozdziału :D Przyjemnie się czytało, jak zwykle zresztą. Zapowiada się ciekawy rok w Hogwarcie, teraz, gdy Lily nawiązała bliższe relacje z Huncwotami. Myślałam, że w czasie tych dwóch tygodni James będzie się bardziej starał zbliżyć do Evans, ale za to w trakcie imprezy nie próżnował, chociaż też spodziewałam się, że poprosi ją do tańca wcześniej. Może zauważył, że bycie nachalnym nie przynosi mu korzyści? Jestem ciekawa, jak dalej będzie się zachowywał.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
No czy ja wiem, czy tak długo? Trzy tygodnie. Szczerze mówiąc chyba właśnie zwiększę odstępy między rozdziałami, gdyż ostatnio nie miałam głowy do pisania - sesja itd. Muszę trochę nadrobić.
UsuńMyślałam, że to oczywiste, że James nie wiedział o pobycie panny Evans w Dolinie Godryka, dowiedział się dopiero na pokątnej. ;)
Nie będe zdradzać intencji Pottera - powiem tylko, że za wcześnie jeszcze na pochopne wnioski ;)
Jej rozdział jest piękny *.* Ta impreza u Jamesa mnie urzekła. Ciszyłam się jak jakaś nienormalna, kiedy przeczytałam, że Lily powoli zaczyna podobać się Rogacz ;) Miło słyszeć, a raczej czytać, że Lily dobrze się czuje w towarzystwie Huncwotów i co najważniejsze Jamesa. Mam nadzieje, że podczas pobytu w Hogwarcie Ruda przekona się jeszcze bardziej do Jamesa i przynajmniej będą chociaż w jakimś stopniu się lubić, chodź liczę choćby na przyjaźń, bo do miłości musze poczekać dłużej :/
OdpowiedzUsuńCzekam zniecierpliwiona na kolejny rozdział i pozdrawiam :))
Panienka Livvi :}
[ www.burzliwa-milosc-lily-evans.blogspot.com ]
Witaj! Dziękuję ślicznie za komentarz! Cieszę się, że podoba Ci się moje opowiadanie. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że Lily Evans nie mogła przez całe życie nienawidzić Jamesa i później, nagle jej się odwidziało i za niego wyszła. To by było nienormalne. Coś musiało się stać, że Lily i James się w sobie zakochali.
UsuńDlatego właśnie piszę to opowiadanie tak, jak moim zdaniem wyglądała ta historia. No bo przecież nikt od razu nie zakochuje się w jakiejś osobie. Potrzeba czasu i zaufania, bo to w związku najważniejsze.
Na związek Evans-Potter faktycznie będziesz musiała jeszcze trochę poczekać, ale już niedługo pojawi się nowy rozdział i mam nadzieję, że choć trochę Cię pocieszę ;)
Pozdrawiam!
Myślę, że z tych wszystkich rozdziałów, które dotychczas dodałaś, ten jest zdecydowanie najlepszy. Bardzo mi się podoba - oby tak dalej! :)
OdpowiedzUsuńWidac, że James i Lily zaczynają się do siebie coraz bardziej zbliżać. Podoba mi się to, że robisz to w tak subtelny sposób. Nie ma tutaj powszechnej nachalności, gwałtowności... To wszystko dzieje się delikatnie, płynnie. Powoli kiełkuje. Cóż, jedno się kończy, więc drugie się zaczyna...
A poza tym, to.. huh. Nie sądzilam, że tak szybko przeczytam całość i że będę już na bieżąco. Cóż, to tylko świadczy o tym, że Twoje opowiadanie strasznie wciąga :) Przebolałam już nawet tematykę :D
Dziękuję Ci za kolejny, świetny blog <3
Ściskam mocno!
O mój Boże! To Sky! :)
UsuńDziękuję Ci bardzo za wszystkie komentarze! Bardzo cieszy mnie fakt, że opowiadanie jednak przypadło Ci do gustu. Ja osobiście kiedyś, kiedy już przestałam pisać opowiadania potterowskie i inne fanficki i zaczęłam zajmować się Anitą i innymi fantastykami, nienawidziłam zaglądać na blogi o tematyce potterowskiej. Ale teraz, gdy miałam poważne załamanie weny twórczej i potrzebowałam odskoczni, po raz kolejny przeczytałam wszystkie części Harry'ego Pottera i postanowiłam powrócić do korzeni.
Wiem, że nie postarałam się wystarczająco i dla Ciebie, która nie zna dokładnie kanonu niektóre wiadomości zawarte w opowiadaniu mogą wydawać się niepełne, ale po prostu nie zdawałam sobie sprawy, że zyskam czytelnika, dla którego to wszystko będzie nowością.
Och, nawet nie wiesz jak się cieszę, że poznałam Twoją opinię. Jeszcze raz dziękuję za komentarz!
Całuję!
Przeczytałam... Nie, nie przeczytałam - POCHŁONĘŁAM wszystkie rozdziały. I, jak pewnie się domyślasz - przypadły mi do gustu :D Przede wszystkim za ciekawy uważam fakt, że powplatałaś tutaj fragmenty z książki. Lubię Twojego Severusa, jest taki, jaki powinien być - cichy, kochający Lily, ale jednocześnie ma w sobie taką chłopięcą "męską dumę", która nie może znieść, że dziewczyna po raz kolejny interweniowała w jego obronie, która nie daje mu przyznać się do błędu, zaniedbania (bo, o ile dobrze zrozumiałam, nauka z Lily przed egzaminami wyleciała mu z głowy). Kocham również Twoich Huncwotów, Syriusza w szczególności. Nie pała do Rudej zbytnią miłością, ale był zły na Snape'a, że ten nazwał ją szlamą, a nawet powiedział coś, co można uznać za jeden z lepszych komplementów, takich prawdziwych "on nie zasługuje na twoją przyjaźń".
OdpowiedzUsuńJames błaznujący na imprezie to zapewne norma, ale błaznujący w sposób nie chamski a faktycznie zabawny, błaznujący po to, by choć na chwilę oderwać Lily od ponurych myśli... Postąpił tak, jak prawdziwy mężczyzna postąpić powinien. W ogóle cały fragment poświęcony przyjęciu czytałam z bananem na twarzy :)
Krótko mówiąc - zamierzam czytać, bo mnie wkręciłaś :D Pewnie nie zawsze zostawię komentarz, ale wpaść wpadnę nieraz. Na tyle często, by nie narobić sobie niemożliwych do nadrobienia zaległości.
Weny! :)
[nahuncwota.blogspot.com]
Witaj! Gorąco dziękuję za tak miły komentarz.
UsuńBardzo miło mi słyszeć, że kolejnej osobie spodobało się moje opowiadanie i że zamierza nadal czytać. Takie komentarze dodają skrzydeł i chęci do pisania.
Dokładnie o to mi chodziło! Chciałam pokazać, że Huncwoci dorastają, że nadal uwielbiają się bawić i robić wszystkim psikusy, ale potrafią być też poważni i umieją z czegoś zrezygnować dla większego dobra.
Mam nadzieję, że życzenia weny się spełnią, bo ostatnio nie dałam rady napisać żadnego rozdziału. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam!
Przepraszam, że ostatnio się nie pojawiałam, ale tak samo jak Ty zostałam przytłoczona przez studia - najpierw multum zaliczeń, a zaraz potem sesja, innymi słowy miałam kilka tygodni dosłownie wyjętych z życia. Teraz powoli wracam do normalności, więc mogę na spokojnie czytać ulubione blogi. Nadrobiłam wszyściutko u Ciebie, zatem teraz powinnam być już na bieżąco <3
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie zajęłaś się szczegółowym opisywaniem przebiegu wakacji. Tak naprawdę cały potterowski świat obraca się wokół Hogwartu i rozwodzenie się nad wakacyjnym lenistwem mogłoby tylko znudzić czytelników. Co nie zmienia faktu, że zrobiło mi się autentycznie przykro, kiedy sobie uzmysłowiłam, że Lily nigdy nie mogła w pełni korzystać z wolnego od szkoły, bo jej własna siostra na każdym kroku podkreślała, że nie chce mieć z nią nic wspólnego. W zasadzie zastanawiam się, co siedziało w głowie Petunii. Czy ona była aż tak zazdrosna o uwagę, jaką rodzice poświęcali jej siostrze? Czy może bała się magii tak bardzo, że nie była w stanie zaakceptować tej cechy u Lily? Jak wiadomo, inność rodzi złość. Szkoda tylko, że Petunia przełożyła swój dystans i obawę nad rodzinę, a to właśnie ona powinna być najważniejsza.
Oczywiście jak tylko padła nazwa Doliny Godryka, od razu było wiadomo, z kim spotkają się tam dziewczyny :D Tak swoją drogą uwielbiam przyjaźń Lily, Dorcas i Marleny. Są naprawdę do siebie przywiązane i cały czas się wspierają, zresztą nawet wakacji nie są w stanie bez siebie przeżyć. Dobrze mieć takie przyjazne dusze wokół siebie, zwłaszcza po tym, w jaki sposób rozpadła się relacja Lily i Severusa. Spieprzyłeś, Snape, a kto wie, jakby się to rozegrało, gdybyś wybrał uczucia do panny Evans zamiast śmierciożerców...
Ech, James to by wiecznie tylko imprezował XD Ale zabawa na zakończenie wakacji jest zawsze świetnym pomysłem zwieńczenia tego okresu. Fajnie, że dziewczyny zostały zaproszone, chociaż Lily początkowo sceptycznie podchodziła do tego pomysłu. Strasznie mi się podoba, w jaki sposób opisujesz jej stopniową zmianę opinii o Jamesie. Jeszcze nie tak dawno go nie znosiła, ale z czasem zobaczyła, że ma zalety, zwłaszcza kiedy nie narzuca się jej i nie próbuje tak rozpaczliwie zaprosić ją na randkę. Kto wie, może nawet celowo obrał taką taktykę? Zobaczył, że te jego otwarte zaloty nie przynoszą rezultatu, więc postanowił po prostu być sobą z nadzieją, że Lily sama do niego przyjdzie. Jeśli tak, to jego plan zadziałał, bo już teraz rudowłosa zaczęła dostrzegać jego inne oblicze. James powinien przede wszystkim przestać robić z siebie głupka, bo o ile jego żarty są świetne, to dziewczyny chciałyby czasem z kimś poważnie porozmawiać i poczuć, że mają przed sobą kogoś, komu mogą zaufać. A do tej pory Potter Senior faktycznie zachowywał się jak wiecznie napuszony, popisujący się idiota xd
Ciekawa jestem, co przyniesie nowy semestr w Hogwarcie i jak dalej będzie się rozwijała znajomość głównych bohaterów. Życzę weny <3
Witaj! Miło mi słyszeć, że mój blog jest jednym z Twoich ulubionych - to naprawdę jeden z najlepszych komplementów jakie może usłyszeć pisarz - amator.
UsuńMamy podobne zdanie na temat opisywania czasu spędzonego poza Hogwartem. W końcu to w tym zamku dzieją się najlepsze rzeczy, więc dlaczego mielibyśmy się skupiać na czymś co zupełnie odbiega od Szkoły Magii i Czarodziejstwa? :)
Jeśli chodzi o Petunię. Często zastanawiałam się nad motywami jej działania i zachowania, ale niestety nigdy nie doszłam do żadnych nadających się wniosków. Może była zazdrosna, może, tak jak mówisz, bała się magii? Nie wiem, a w książkach i innych wiadomościach opublikowanych przez J.K. Rowling nic na ten temat nie znalazłam, więc po prostu się w to nie zagłębiałam.
Przyjaźnie zawierane w Hogwarcie, przez pania Rowling były kreowane na przyjaźnie na całe życie. Nie jestem do końca pewna, czy to faktycznie się zdarza, choć mogę przyznać że od gimnazjum przez tyle lat przyjaźnię się z przyjaciółką, to wiele innych przyjaźni skończyło się z chwilą opuszczenia szkoły. Może nie wszystkie przyjaźnie przetrwają, ale to fikcja literacka, dlatego ta przyjaźń jest aż po sam grób. ;)
Z wątku zmiany postrzegania Jamesa przez Lily jestem chyba najbardziej dumna. Moje założenie było właśnie takie, że Lily powoli będzie się do Pottera przekonywać i James będzie zyskiwał jej zaufanie, stopniowo, a nie od razu hop na głęboką wodę i od razu małżeństwo. ;)
Czy celowo obrał taką taktykę? Nie zdradzę tego w komentarzu ;) mogę jedynie obiecać, że w najbliższych rozdziałach się tego dowiesz. ;)
Niedługo pojawi się kolejny rozdział, na który serdecznie zapraszam. Dziękuję i mam nadzieję, że życzenia się spełnią.
Magiczny.. to słowo cisnie mi się na usta gdy myślę o twoim blogu. Opowiadanie jestniezykle wciągające.. w opisach dbasz o detale, ale wszystko lekko i przyjemnie;) brawa dla ciebie, autorko;)
OdpowiedzUsuńwww.czarnekrolestwo.blog.pl